/ Veronica /
Oboje z Oscarem, zdecydowaliśmy się na zwykłą, czarną kawę,
dzięki której mieliśmy się zrelaksować. Ani ja, ani on, nie byliśmy głodni,
więc bezsensu byłoby wpychanie w siebie jedzenia. Siedząc w Starbucksie,
blondyn podjął się rozmowy.
- Ronnie, jak myślisz? Wierzysz, że Justin i Victoria mogą
być razem? – zapytał, mieszając kawę niewielką, plastikową łyżeczką.
Westchnęłam cicho, upijając jednocześnie łyk gorącego płynu.
- Nie wiem. Nawet nie znam Justina. W Vanity pracowałam
kilka dni, a teraz, jak przenoszę się do HB, zapewne nie będziemy utrzymywać
kontaktów – odparłam, uśmiechając się delikatnie w kierunku Oscara.
- Może masz rację. Ja przyjaźnię się z nim już kilka ładnych
lat, ale też nie wiem co o tym sądzić. Właśnie, w piątek u nas w Vanity Fair
jest bal i u was w Harper’s Bazaar też. Musimy kupić sobie coś ekstra! –
wyszeptał blondyn, wywracając z rozmarzeniem oczyma. Zachichotałam cicho pod
nosem, a następnie odparłam.
- Przyjdź z Dannym, jako jego para – mruknęłam, splatając
palce na porcelanowej filiżance. Chłopak spojrzał na mnie i odparł.
- Też tak myślałem. We trójkę będziemy się świetnie bawić. A
później możemy iść na jakąś imprezkę, czy coś takiego. Jak sądzisz? – kiwnęłam
głową, na znak, że się zgadzam. Kiedy dopiłam kawę, Oscar rzucił na stół
studolarowy banknot, a później opuściliśmy pomieszczenie. Upał, jaki panował
dzisiaj w Nowym Jorku, był nie do zniesienia – Ronnie, chodźmy jutro na zakupy.
Wyjdź o dwunastej z wydawnictwa, a ja będę czekał, bo od ciebie mamy bliżej do galerii.
- Dobrze. W zasadzie potrzebuję jakiejś ładnej i skromnej
sukienki, bo nie chciałabym źle wypaść na oczach wszystkich pracujących w HB.
Na pewno mi pomożesz, prawda? – mrugnęłam zalotnie do blondyna, a po chwili
oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Odprowadziłam Oscara pod samo
wydawnictwo. Nim zdążyłam odejść, z budynku wybiegł Nathan, szeroko się
uśmiechając. Ucałował mój policzek i pociągnął mnie w kierunku naszego hotelu.
- Na dziś skończyliśmy już pracę, bo Justin jest strasznie
rozkojarzony, pan Vanity ciągle robi afery o to twoje wypowiedzenie i tak
wiecznie. Nie wiem co się dzieje z tą firmą. Jak tak dalej pójdzie, sierpniowy
numer raczej nie pojawi się na półkach w sklepach. Justin wczoraj zrobił
koszmarne zdjęcia i muszą powtórzyć sesję, ale nie mam pojęcia kiedy – brunet
wzruszył ramionami, nadal ciepło się uśmiechając. Kilka minut później,
znaleźliśmy się w naszym hotelowym pokoju. Ja poszłam do siebie, aby wziąć
ciepły prysznic, a Nathan do siebie.
/ Justin /
Po wyjściu Nathana z wydawnictwa, wpadłem do gabinetu, w
którym pracowała Kimberly i Victoria. Zastałem tam tylko córkę pana Vanity, co
naprawdę bardzo mi sprzyjało. Spojrzałem na nią, zaciskając wargi. Brunetka
uśmiechnęła się w moim kierunku, unosząc brukowiec, w którym było ukazane moje
i jej zdjęcie z wczorajszego wieczoru.
- Popatrz, Justin. Już cały świat wie, że jesteśmy razem.
Cieszysz się? Bo ja bardzo. W piątek, na ten cały bal, przyjdę w morelowej
sukience. Ty też miej jakiś dodatek w tym odcieniu. Żebyśmy do siebie pasowali
– wymruczała Victoria, piłując swoje „idealne” paznokcie. Westchnąłem ciężko i
zacząłem mówić.
- Wiem, co zrobiłaś wczoraj Veronice. Nie musiałaś oskarżać
jej o kradzież, a tym bardziej mówić,
że odwołałem nasze spotkanie. Zdaję sobie sprawę, jak ona musiała się
czuć. Dziewczyno, czy ty poza tym swoim urojonym światem, nie widzisz, że inni
też mają uczucia? Że możesz ich ranić? Ronnie odeszła z Vanity przez ciebie, a
ty w ogóle się tym nie przejmujesz. Rozumiesz, co zrobiłaś? – wykrzyknąłem,
opierając dłonie o blat biurka, przy którym siedziała Victoria. Dziewczyna
dmuchnęła jedynie w swoje paznokcie i odparła.
- Justin, w tej chwili, najbardziej interesuje mnie mój
piątkowy wygląd, a nie jakaś Veronica. Złodziejka z niej i tyle. Nie mówmy już
o niej, bo zbiera mnie na mdłości – widząc, jak brunetka udaje odruch wymiotny,
zdenerwowałem się jeszcze bardziej. Bałem się, że może mnie ponieść i narobię
awantury w całym wydawnictwie, a tego nie chciałem. Nie wiem, jak Victoria, bo
dla niej zapewne było to obojętne – To była totalna wpadka. Żeby dać się złapać
na kradzieży. Biedna Veronica.
- Victoria, ty jesteś nienormalna. Wiesz, co ty zrobiłaś? Za
kradzież można kogoś zamknąć w więzieniu, a ty bez podstawnie oskarżasz Ronnie,
że zrobiła coś takiego. I na dodatek kłamiesz – kiedy zacząłem wrzeszczeć na
dziewczynę, zauważyłem, że nieco się przestraszyła. Nie było mi to na rękę, ale
chwilowa satysfakcja, podniosła mnie na duchu. Do gabinetu wszedł Oscar, złapał
mnie za ramię i wyprowadził stamtąd.
- Człowieku, czy ty wiesz, na co się narażasz? – zaczął,
kierując się razem ze mną do recepcji. Wzruszyłem ramionami i wsunąłem dłonie
do kieszeni jeansów.
- Ona mnie okłamała. Okłamała nas wszystkich. Oskarżyła
Veronicę o kradzież, mi powiedziała, że Ronnie nie jesteś zainteresowana sesją.
Na pewno było jej przykro, gdy Victoria powiedziała, że zdecydowałem się zabrać
tylko ją, prawda? – zapytałem, siadając na niewielkie, czarne krzesło.
Oscar wzruszył obojętnie ramionami, wracając do swojej pracy. Wiedziałem, że on
jest poinformowany. Na pewno wiedział o wszystkim, ale nie chciał wydać Ronnie.
Znałem blondyna już bardzo długo, domyślałem się mniej więcej kilku rzeczy.
Znał Veronicę kilka dni, a byli dobrymi przyjaciółmi i oboje nawzajem sobie
ufali – Błagam, powiedz mi cokolwiek. Wiem, że wiesz. Veronica ci powiedziała
wszystko, tak?
- Słuchaj, Justin. Jeżeli chcesz, to sam z nią porozmawiaj i
na pewno ci powie. Ja nie jestem chłopcem na posyłki i jak masz jakiś problem,
to sam go rozwiąż. Zawsze miałeś takie podejście do życia, więc nie rozumiem
dlaczego nadal tak nie jest – mruknął obojętnie Oscar, nawet nie
zaszczycając mnie spojrzeniem. Przewróciłem teatralnie oczyma i odparłem.
- Nie wiem co jest z tobą, ale na pewno nic dobrego. Wszyscy
coś wiecie, a nikt nie chce mi nic powiedzieć. Dlaczego do cholery? Oscar,
jesteśmy przyjaciółmi – wyraźnie zaakcentowałem ostatnie zdanie. Blondyn
prychnął, odwracając się do mnie przodem.
- Gdyby twoja dziewczyna inaczej potraktowała Veronicę,
nadal byśmy nimi byli. Numer duo, perfidnie wystawiłeś Ronnie, twierdząc, że
odwołałeś to spotkanie. Nie udawaj idioty. To przez ciebie, Victorię i Kim,
Veronica odeszła z VF. Już wszystko wiesz? To możesz wrócić do swojej pracy –
oznajmił sarkastycznie chłopak i ponownie odwrócił się do mnie tyłem. Patrzyłem
na niego zdezorientowany, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Byłem
zdziwiony tym, co przed chwilą usłyszałem. Nie uważałem, że jestem czemukolwiek
winien. Fakt, Victoria namieszała, ale ja nie miałem z tym nic wspólnego,
dlatego nie rozumiałem, czemu Oscar osądza właśnie mnie.
- Oscar, Victoria nie jest moją dziewczyną. Na pewno uważasz
tak po tym zdjęciu, które jest na okładce tych wszystkich nowojorskich
brukowców, ale Victoria przyssała się do mnie na plaży, zrobili nam zdjęcie i
co miałem powiedzieć? Powiedz mi co miałem zrobić? Nie jestem odpowiedzialny za
ten cały plan Victorii i Kimberly, nie miałem naprawdę z tym nic wspólnego.
Przysięgam. Oscar nie gniewaj się na mnie. Rozumiem, że Veronica jest twoją
przyjaciółką i dbasz o nią, ale ze mną też się przyjaźnisz i spróbuj zrozumieć
to, co ja czuję – szepnąłem cicho, wstając z krzesła. Blondyn podszedł do mnie,
objął mnie swoimi długimi, kościstymi rękoma i przytulił do siebie. Poklepałem
go po ramieniu i odszedłem.
Czaruj mnie swoim
szeptem. Zostań. Daj mi pewność, że ty jesteś wszystkim, za czym tęsknię…
/ Veronica /
Po długiej i relaksującej kąpieli, która zrekompensowała mi
cały wczorajszy dzień, ubrałam się w materiałowe spodenki w odcieniu karmelu,
biały t-shirt, jeansową kamizelkę, a na stopy wsunęłam czarne botki. Zaplotłam
włosy w niedbały warkocz, chwyciłam leżącą na łóżku torebkę i wyszłam z hotelu.
Za swój kierunek, obrałam plażę. Wiedziałam, że nie spotkam tam nikogo
znajomego. Chciałam trochę odpocząć, przemyśleć całą tą sprawę z Vanity Fair.
Kiedy dotarłam na miejsce, ludzie mierzyli mnie wzrokiem od stóp do głów.
Rozumiałam, że to, w co się ubrałam, nie jest strojem na plażę, ale nikt nie
powinien tak pochopnie oceniać innych. Westchnęłam cicho i usiadłam na długim
murku, ciągnącym się wzdłuż plaży. Oceaniczna woda, wyglądała o tej porze
wspaniale…
/ Justin /
Po dotarciu na plażę, czułem się świetnie. Z domu zabrałem
ze sobą szkicownik i ołówek, po czym zająłem miejsce, na niewielkich skałkach.
Dłuższą chwilę zajęło mi „badanie” terenu. Nie miałem pojęcia, co mógłbym
naszkicować, ale gdy mój wzrok natrafił na Ronnie, od razu zabrałem się do
pracy. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, ponieważ dłużej rozważałem, czy
podejść do niej i porozmawiać. W końcu podjąłem decyzję, zsunąłem się ze skał i
ruszyłem w kierunku miejsca, w którym siedziała Veronica. Zanim do niej
podszedłem, kupiłem od starszego pana piękną, czerwoną różę. Nie zrobiłem tego,
aby udobruchać dziewczynę. Po prostu chciałem ją przeprosić za to wszystko, co
odstawiła Victoria. Nieśmiało zająłem miejsce obok blondynki, cicho westchnąłem
i zacząłem mówić.
- Ronnie, wiem co teraz o mnie myślisz. Że jestem skończonym
dupkiem i w ogóle. Ale ja naprawdę nie wiedziałem o tym całym pomyśle Victorii.
Czekałem na ciebie pół godziny pod hotelem, ale nie przychodziłaś, Victoria nic
mi nie mówiła. Dopiero następnego dnia dowiedziałem się wszystkiego, bo ktoś
puścił plotkę o tej całej kradzieży. Ale ja wiem, że to nie ty. Veronica,
naprawdę, nie gniewaj się na mnie. Źle się z tym wszystkim czuję –
szepnąłem cicho, przyglądając się dziewczynie. Ronnie ani przez chwilę na mnie
nie spojrzała, co jeszcze tylko pogarszało sytuację. Ale gdy podniosła głowę i
zauważyłem, że w oczach ma łzy, poczułem się jeszcze gorzej – Ronn, proszę, nie
płacz. Nie przeze mnie.
Odłożyłem różę i szkicownik wraz z ołówkiem obok, a po
chwili przytuliłem do siebie blondynkę, głaszcząc jej plecy. Wiedziałem, że ona
potrzebuje się wypłakać. Że boli ją to wszystko, a każda jej łza, raniła mnie
jeszcze bardziej.
- Nie gniewam się na ciebie, Justin. Wiem, że to nie twoja
wina… - odszepnęła Ronnie, patrząc w moje oczy. Uśmiechnąłem się blado, a parę sekund później, wręczyłem jej
niewielką różę. Dziewczyna uśmiechnęła się poprzez łzy i ucałowała mój
policzek. Lepiej, nie mogłem sobie tego wyobrazić. Rozmawiałem jeszcze z
Veronicę około godziny, później poszliśmy do KFC, a na sam koniec,
odprowadziłem blondynkę do hotelu. Widząc, jak odchodzi, cała radość ze mnie
uleciała. Nie miałem pojęcia, czy jestem zauroczony, czy zakochany, ale
wiedziałem jedno. Nie mogłem odpuścić sobie Ronnie. Nie mogłem pozwolić, aby
Nathan mi ją odebrał.
Nienawidzę, kiedy
muszę cię zostawić. Nawet na chwilę…
Kiedy wróciłem do domu, spotkałem
Nathana, który stał pod blokiem, czekając, jak mniemam, na mnie. Podszedłem do
niego, uśmiechając się szeroko, na co on syknął.
- Nie szczerz się tak. Zaraz
rozkwaszę ci tą uroczą mordę – spojrzałem na niego zdezorientowany, wsuwając
dłonie do kieszeni jeansów. Nie bardzo rozumiałem, o co może mu chodzić, ale
jak się domyślam, to o Veronicę.
- Może zamiast się bić, pogadamy,
co? Wyjaśnisz mi, o co chodzi – mruknąłem spokojnie, patrząc na wściekłego
bruneta, który już powoli zaciskał pięści. Westchnąłem bezradnie i czekałem na
wyjaśnienia z jego strony.
- O co? Chyba o kogo. O Ronnie.
Zrozum, że ona mi się podoba i będę z nią, czy ci się to odpowiada, czy nie –
wymruczał Nathan, podchodząc do mnie. Przewróciłem oczyma i wyciągnąłem dłonie
z kieszeni. Tak na wszelki wypadek. Gdy chłopak był już naprawdę blisko mnie,
poczułem, jak uderza mnie z pięści w brzuch. Na kilka sekund zgiąłem się w pół.
Zrobiło mi się cholernie niedobrze, jednak wiedziałem, że gdy zbyt łatwo się
poddam, stracę Veronicę. Zamachnąłem się i pięścią, uderzyłem chłopaka w nos.
Zdawałem sobie sprawę z konsekwencji, jakie idą za tym. Wiedziałem, że mogę
złamać mu nos, czy coś takiego, ale przecież to on zaczął. Po kilku minutach
bójki, wokół nas zaczęło gromadzić się coraz więcej ludzi. W pewnym momencie,
już nad sobą nie panowałem. Siedziałem na brunecie, okładając jego ciało
pięściami. Ktoś zaczął nas rozdzielać. Spojrzałem w górę i ujrzałem nad sobą
Oscara, który zaczął mnie ciągnąć w kierunku swojego domu. Danny zostawił
Nathana i wrócił do nas. Chwiejnym krokiem, co jakiś czas ścierając płynącą z
wargi krew, doszedłem do penthous’a moich przyjaciół, a gdy znaleźliśmy się w
ich mieszkaniu, położyłem dłoń na ramieniu Oscara.
- Dziękuję. Ale mam jeszcze jedną
prośbę. Zadzwoń po Ronnie. Boję się, że Nathan może ją skrzywdzić – mruknąłem
cicho, spoglądając w oczy przyjaciela. Blondyn kiwnął głową i pobiegł do kuchni
po swój telefon. Danny ujął mnie pod ramiona i zaprowadził do pokoju
gościnnego. Czułem się fatalnie, a wyglądałem na pewno dużo gorzej…
Można by stwierdzić, że minuta to krótko. Bez ciebie, to wieczność…
_____
Jeśli
ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, to proszę zostawiać w
komentarzach swoje numery gadu-gadu. Zapraszam na swojego twittera, drugiego bloga oraz zwiastun.
http://the-way-you-look-tonight.blog.onet.pl/
http://www.youtube.com/watch?v=1r-YeVWBsLI&feature=plcp
http://www.youtube.com/watch?v=1r-YeVWBsLI&feature=plcp
Jak zwykle jest boski. No kurde ja nie mogę się doczekać kolejnego a ty o tym wiesz. Na gadu czytało mi się go zajebiście ale tu czyta się go jeszcze lepiej. Tak inaczej, więcej emocji i wszystkiego. Ehh jak zwykle BOOOOOOOSKO ! Pisz szybko 5 ;D <3 ;**
OdpowiedzUsuńTO jest BOOOSKIIIEEEE;D:D:DD SIę chłopaczki pobili buahahhaha;:DD Uwielbiam już tego bloga mimo, że ma dopiero 4 ale zajebiste 4 rozdziały ;p Czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńświetny!fajnie, że się pobili hahaha <33333
OdpowiedzUsuńOmn omb czekam na NN :P informuj mnie na TT o NN@Domciulka
OdpowiedzUsuńOmg! Cudowneee;DD Lol boys się pobili hahha xD Boskie Czekam na nowy rozdziałD:
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak każdy ,w końcu jakaś fajna akcja z Justinem i Shanon ! och szybko dodawaj następny <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie nowy rozdział http://fire-souls.blogspot.com :)
Świetny zresztą tak jak każdy <3
OdpowiedzUsuń