/
Veronica /
Gdy okazało się, że
dostałam się na swój pierwszy letni staż w Nowym Jorku, szalałam z radości. To
bardzo wiele dla mnie znaczyło. Tym bardziej, że miałam tę pracę w Vanity Fair.
Coś niesłychanego - powtarzali moi sąsiedzi. Dokładniej, pochodziłam z Denver.
Mieszkałam tutaj od urodzenia i gdyby nie praca w Nowym Jorku, zapewne bym się
stąd nie wyniosła. To znaczy mam pracę jedynie na wakacje, ale może gdy się
postaram, to zaraz po studiach, zostanę przyjęta do Vanity Fair na stałe. To
było jedno z moich wielu marzeń. Niespełnionych marzeń. Cała moja walizka
wypchana była po brzegi ciuchami z second handów i przeróżnych bazarów.
Materialna sytuacja mojej rodziny nie była zbyt interesująca, ponieważ rodzice,
jako profesorzy na DU, nie zarabiali wiele. Mama pracowała na wydziale nauk
przyrodniczych i matematyki, a ojciec specjalizował się w wydziale sztuki, nauk
humanistycznych i nauk społecznych. Oboje byli dosyć zakręconymi, starszymi
ludźmi, a ja byłam ich jedyną córką. Kochałam swoich rodziców z całego serca.
Wielokrotnie przyjaciele zazdrościli mi, że wychodzę z domu kiedy tylko chcę i
nie muszę odpowiadać na zbętne pytania. Oczywiście, z mamą i tatą miałam
świetny kontakt, ale ich praca, dosyć często nas rozdzielała. Do Vanity
dostałam się przede wszystkim dzięki wygranemu konkursowi. Jednak nauczycielka
w szkole, zapewniała mnie, że mój dobry styl, również o tym świadczył. Dosyć
często przerabiałam ubrania sama. Czasami nawet szyłam je osobiście.
Ja i reszta osób,
które dostały się na staż do Vanity Fair, siedzieliśmy w ogromnej sali
konferencyjnej, w której jedna z pracownic tego wydawnictwa, ogłaszała nam co i
jak. Nie powiem, bardzo się nudziłam. Jednak podniecenie, które nadal się we
mnie paliło, było ogromne. Tuż obok mnie siedział chłopak. Poznałam go chwilę
przed spotkaniem. Nazywał się Nathan. Zanim zdążyliśmy wejść do sali,
opowiedział mi o swojej dziewczynie, która pracuje tutaj jako modelka. Nazywała
się Amanda. Mówił o niej jeszcze kilka istotnych szczegółów, ale zdążyłam tylko
tyle zapamiętać.
- Dobrze, a teraz
przydzielę was do poszczególnych zadań. Każdy ze stażystów, będzie robił coś
innego – ogłosiła Kimberly. Była absolutnie fantastyczna. Od razu spodobało mi
się to, jak porusza się z gracją, jej styl i głos… To było coś niesamowitego.
Marzyłam, aby z nią pracować, jednak wątpiłam, że mi się to uda. Córka szefa
Vanity Fair, podobno miała zaklepane to miejsce. Myślałam też o pracy w
recepcji. Poznałam Oscar’a, który tam pracował. Lecz nie byłam pewna, czy chcę
spędzić całe wakacje na siedząco. Miałam pełno energii, której nie chciałam
marnować. Po chwili Kim zaczęła mówić dalej – Dobrze, to Victoria, oczywiście
będzie pracować ze mną. Dalej… Nathan, ty będziesz pomagał naszemu reporterowi
i fotografowi Justinowi. Veronica, ty zajmiesz się pracą w recepcji.
Reszty już nie
słuchałam. Cieszyłam się, że mogę spędzić czas z Oscarem, ale nie bardzo
fascynowała mnie praca non stop w jednym miejscu. Chciałam pomagać przy
sesjach, oglądać modelki i ich stroje. Mogłabym nawet segregować zdjęcia. Na
koniec spotkania, Kimberly jeszcze dodała.
- W przyszłym
miesiącu, jedna z osób, które wygrały konkurs na letniego stażystę, dostanie
ofertę pracy na stałe. Powodzenia – po opuszczeniu sali, mieliśmy iść na swoje
stanowiska pracy. Przez parę minut, rozmawiałam jeszcze z Nathanem, a później
poszłam do Oscara. Przywitał mnie miłym uśmiechem i zaczął mówić.
- Pan Vanity, kazał
wam przekazać, że za miesiąc swojej pracy w wydawnictwie, otrzymujecie pięćset
dolarów. Zapewne wiesz, kochana, że w sierpniu zostanie wyłoniona jedna osoba,
która zostanie tutaj na stałe. Mam nadzieję, że będziesz to ty. Od samego
początku cię polubiłem – uśmiechnął się ciepło w moim kierunku, a później
chwycił mój pasek i lekko pociągnął – Świetny pasek. Idealnie pasuje do stroju.
Podkreśla twoją drobną figurę. Bardzo dobry wybór.
Czy zdążyłam
wspomnieć, że Oscar jest gejem? Jeżeli nie, to już o tym mówię. O swojej
orientacji, zrozumiał niedawno. Co prawda miał partnera i strasznie go to
kręciło, ale nie zdążył powiedzieć o tym rodzicom.
- Veronica – zaczął,
jednak grzecznie mu przerwałam i poprosiłam, aby mówił na mnie Ronnie.
Przytaknął i powtórzył – No dobrze, Ronnie. A więc jest jeszcze kilka spraw,
które musimy obgadać. Każdego ranka, musisz przynosić mi kawę ze Starbucks’a.
Oczywiście, jak każdy inny stażysta. Jednak ja piję Dark Espresso Roast. Kiedy
ktoś będzie cię obsługiwał, poproś o dietetyczną piankę i powiedz, że to dla
Oscara Knowlesa. Więcej nic nie musisz dodawać. Na lunch wychodzimy generalnie
razem, o 12. Czasami ja będę wybierał restaurację, czasami ty coś wybierzesz. A
twoja praca należy raczej do najłatwiejszych. Odbierasz telefony, kierujesz je
dalej. Na przykład do pana Vanity, czy kogokolwiek z pracowników. Każdy gość,
jaki wchodzi do wydawnictwa, musi się zameldować. To jest karta, na którą
wpisujesz imiona i nazwiska gości, oraz do kogo przychodzą – blondyn podsunął
mi pod nos kartkę formatu A4, a później pomachał do jakiegoś chłopaka
wysiadającego z windy. Szczerze mnie to nie interesowało, więc postanowiłam
zająć się pracą. Spojrzałam na zdjęcia, które niedawno przyszły, a natychmiast
powinny być dostarczone do Kimberly.
- Cześć, Oscar –
usłyszałam mocny, męski głos. Domyślałam się, że to ten chłopak, który przed
chwilą wszedł do wydawnictwa – Widzę, że masz już swoją stażystkę. Ciekawe kogo
mnie przydzielono. Mam nadzieję, że nie Victorię. Bardzo ją lubię i w ogóle,
ale sam rozumiesz. Ciągle biega na zakupy, to na lunch, to do fryzjera i tak
ciągle. Jestem zmęczony całym rokiem pracy z nią.
- Rozumiem, kochany.
Ja uważam, że trafiła mi się świetna towarzyszka. Od samego początku
wiedziałem, że będzie nam się świetnie razem pracować – mruknął zabawnie i
pociągnął za jeden kosmyk moich włosów. Zachichotałam wesoło pod nosem i
dźgnęłam go delikatnie palcem w bok. Oscar odskoczył i uśmiechnął się w moim
kierunku.
- Pójdę zanieść te
zdjęcia Kim – oznajmiłam, zsuwając się z krzesła.
- Poczekaj,
odprowadzę cię – usłyszałam za sobą głos… Dokładnie nie wiem kogo, ale tego
samego chłopaka, który rozmawiał z Oscarem. Zwolniłam nieco tempo, czekając aż
szatyn dorówna mi kroku. Po chwili, wysunął dłoń w moim kierunku i powiedział.
- Jestem Justin.
Pracuję tu jako fotograf i reporter. A ty jesteś? – spojrzał na mnie,
uśmiechając się szeroko. Nie powiem, był strasznie przystojny, a gdy się
uśmiechał, cała ta jego twarzyczka, nabierała uroku.
- Ja mam na imię
Veronica. Ale wolałabym, abyś zwracał się do mnie Ronnie. Kim opowiadała nam
trochę o tobie i mogę ci powiedzieć, że masz bardzo miłego stażystę. Niestety
nie jest to Victoria, ale zawsze ktoś – uśmiechnęłam się przyjaźnie w kierunku
Justina, a on wesoło się roześmiał.
- Już cię lubię. No
dobrze, to jest gabinet Kimberly. Mam nadzieję, że jeszcze się dzisiaj
spotkamy. Do zobaczenia! – krzyknął, odchodząc. Kiwnęłam lekko głową,
odpowiadając „do zobaczenia”. Zapukałam delikatnie w drewniane drzwi, a gdy
usłyszałam „proszę”, weszłam do środka. Przywitał mnie krzywy uśmiech Victorii.
- Jak mniemam,
przyszłaś do Kim – powiedziała, dmuchając w świeżo wypiłowane paznokcie.
- Tak – odparłam,
zerkając na nią. Brunetka wstała i wysunęła rękę w moim kierunku.
- Jestem Victoria.
Mój ojciec jest właścicielem Vanity Fair. To od nazwiska, gdybyś nie wiedziała,
pochodzi nazwa wydawnictwa. A ty jak się nazywasz? – mruknęła cicho, obrzucając
mnie spojrzeniem. Nie wiem, czy ona miała mnie za głupią, czy na taką
wyglądałam, ale to oczywiste, że nazwa wydawnictwa, podchodziła od ich
nazwiska.
- Veronica –
oznajmiłam, wchodząc w głąb gabinetu. Musiałam przejść jeszcze przez jedne
drzwi.
- Witaj, Veronico. Co
cię do mnie sprowadza? – zapytała, splatając ze sobą dłonie.
- Więc przyniosłam
zdjęcia, które zostały przysłane dzisiaj do firmy. Oscar kompletnie o nich
zapomniał – odpowiedziałam, nieśmiało i podałam blondynce zdjęcia. Uśmiechnęła
się do mnie i podziękowała. Chwilę później siedziałam na swoim miejscu w
recepcji. Oscar musiał na moment wyjść i jak na złość, dzwonił telefon, za
telefon. Ledwo zdążyłam przekierowywać rozmowy dalej. Później goście zaczęli
się zbiegać do wydawnictwa. Jedni na sesję, drudzy ze zdjęciami, trzeci z
ubraniami. Ciągle ktoś. Ani chwili spokoju. Naprawdę byłam głupia, że
pomyślałam, że praca w recepcji jest lekka i przyjemna. Po dwóch godzinach, do
wydawnictwa wrócił Oscar. Podziękował mi, że zostałam w pracy i zajęłam się
wszystkim, a później oznajmił, że mogę wyjść teraz spokojnie na lunch, bo on
swój czas już zmarnował. Wychodząc z wydawnictwa, spotkałam Nathana.
- Słuchaj, Ronn, może
pójdziemy na ten cały lunch razem? Znam kilka dobrych miejsce, gdzie zjemy coś
normalnego. Przytaknęłam mu, a już po chwili, Nathan zaczął opowiadać, jak mu
dobrze rozmawia się z Justinem. I nie zamieniłby się miejscem, z nikim. Szkoda.
Na jego miejscu też bym się cieszyła. Bo Justin musiał być naprawdę miłym i
pracowitym chłopakiem. Jednak ja na Oscara również nie mogłam narzekać. Był
bombowy. To musiałam przyznać.
- Oscar jest gejem? –
wykrzyknął, na co zatkałam mu usta dłonią i kazałam być ciszej. On się zaśmiał
i powiedział – No już dobrze, dobrze. Ale na serio?
- Tak. Powiedział mi
to tak po prostu. Byłam zdziwiona. Ale teraz przynajmniej wiemy, dlaczego
chodzi w legginsach i różowych t-shirtach. Po drugie, Oscar jest bardzo miły i
świetnie mi się z nim pracuje, więc nie narzekam – mruknęłam, wchodząc razem z
Nathanem do restauracji. Oboje zamówiliśmy spaghetti, z podwójnym serem. Dobrze
czułam się w towarzystwie Nathana i uważałam, że ta jego dziewczyna, też
musiała być fajna. Po chwili chłopak zaczął mówić.
- Swoją drogą, Justin
mówił coś o jakiejś Veronice. Chyba tylko ty jedna pracujesz tutaj i wszyscy
zwracają się do ciebie Ronnie. Jak uważasz? – zapytał, nawijając na widelec,
kolejną porcję makaronu z sosem i serem.
- Nie wiem. Przecież
jestem tutaj dopiero drugi dzień. Wczoraj kręciłam się bezsensu po wydawnictwie
i poznałam kilka osób, nie było pośród nich żadnej Veronici, ale to nic nie
zmienia. Może chciał powiedzieć Victoria? – odparłam cicho, wsuwając widelec ze
spaghetti do ust. On przewrócił teatralnie oczyma i oznajmił.
- Nie jestem idiotą.
Powiedział wyraźnie Veronica. A potem Ronnie – dodał, kończąc jedzenie. Parę
minut później, ja również skończyłam jeść. Po wyjściu z restauracji, okazało
się, że mamy jeszcze dużo czasu, więc postanowiliśmy przejść się na plażę,
która była w pobliżu – Justin powiedział, że jesteś śliczna i zabawna, Ronnie.
- Mówię ci, że na
pewno coś mu się pomyliło. Zamieniłam z nim dwa słowa, nie więcej. Nawet mi się
dobrze nie przyjrzał. Zapewne chodziło mu o Victorię. Spójrz, jest bogata, jej
ojciec jest szefem Vanity Fair – wzruszyłam lekko ramionami, wzdychając cicho.
Nathan upierał się nadal przy swoim, jednak ja twierdziłam inaczej. Wróciliśmy
do wydawnictwa w świetnych humorach. Nathan odprowadził mnie do recepcji, przy
której zastałam Justina rozmawiającego z Oscarem.
- W końcu jesteś,
Veronico… Wybacz, Ronnie. Myślałem, że umrę z nudów – mruknął niechętnie Oscar,
przenosząc wzrok raz na mnie, raz na Nathana.
- Świetnie się
bawiliśmy i nie chciało nam się wracać. Plaże tutaj są ekstra. Muszę w weekend
wybrać się, żeby posurfować – powiedział Nathan, opadając na krzesło, stojące
obok mojego. Oscar zachichotał wesoło, a potem zaproponował, że zrobi mi
warkocz. Na pewno wyglądało to idiotycznie ze strony wchodzących i wychodzących
do pomieszczenia, ale mieliśmy tak dobre humory, że na nic nie zwracaliśmy
uwagi. Victoria, która przechodziła obok, spojrzała na nas z pogardą i
powiedziała z bezczelnym uśmiechem na twarzy.
- Nathan, ty chyba
masz pracę. A ty Oscar, jak nie masz się czym zająć, rusz swój tyłek i idź
pomagać innym. Ja wychodzę na lunch z Amandą. Justin, kotku, idziesz z nami? –
mrugnęła do niego, kusząco przygryzając wargę. Chłopak spojrzał na nią, unosząc
brwi ku górze, a później pokręcił głową. Victoria wyszła obrażona, a po chwili
poczułam, jak Oscar związuje moje włosy cienką, niebieską gumką z kokardką.
- Ronn, twoje
niebieskie końcówki, są mega fantastyczne – przejechał dłonią po moich włosach,
od samej góry do dołu i dodał – Cała jesteś super.
- Dziękuję, Oscar –
mruknęłam onieśmielona, zerkając na niego.
- Słuchajcie, mam
pomysł – zaczął Nathan, a Oscar go ponaglał, aby powiedział o co chodzi – No to
chodźmy dzisiaj wszyscy na jakieś zakupy.
- Ja odpadam –
powiedział Justin – mam masę roboty. Muszę skończyć to do jutra.
- A ja bardzo chętnie
– rzucił Oscar, spoglądając na mnie.
- Ja też mogę iść.
Jak chcesz, Justin, mogę zostać trochę po pracy i ci pomóc. A ty, Nathan? –
spojrzałam na niego, a on pokręcił głową.
- Jestem umówiony z
Amandą. Powiedziała, że ma dla mnie pięć minut, więc muszę skorzystać. Nie wiem,
kiedy później się spotkamy – mruknął, uśmiechając się cwanie. Gdy Justin
odpowiedział, że jemu pasuje i poszedł do gabinetu, syknęłam Nathanowi do ucha,
że jest wredną małpą, na co on się tylko zaśmiał i poszedł za Justinem. Oscar
powiedział, że potrzebuje jakiegoś fajnego super słodkiego topu na ramiączkach
i do tego jeansów, które by wymiotły pół miasta. Zaśmiałam się radośnie i
odpowiedziałam, że na pewno coś takiego znajdziemy.
- Mam nadzieję,
Ronnie. Masz świetny styl, jak i gust. Dlatego liczę na twoją pomoc. Och, a co
ty na to, abym zabrał ze sobą mojego chłopaka, Danny’ego. Muszę was poznać.
Danny jest projektantem mody w Vogue. Proszę, proszę, proszę – zaczął Oscar,
mrugając słodko oczami. Zachichotałam i przystałam na jego propozycję. Parę
minut później, Justin poinformował mnie, że z naszych planów nici. Razem z
Nathanem musieli zostać po pracy, żeby wszystko uporządkować, a potem mieli
jakieś spotkanie.
- Ej, Ronnie, ale w
porządkach, możesz nam pomóc – powiedział szatyn, uśmiechając się zadziornie.
Odpowiedziałam jedynie „no dobrze” i wróciłam do swojej pracy. Już kochałam tą
robotę, a nie wyobrażam sobie, że miałabym odejść z Vanity Fair za dwa
miesiące.
Gdy o 19, skończyłam
z Nathanem i Justinem, segregować zdjęcia, robić porządki w garderobie, chować
przeróżne elementy z sesji do pudeł, Kimberly wpadła do gabinetu Justina i
spojrzała na mnie.
- Veronico, a co ty
jeszcze tutaj robisz? Przecież twoja praca skończyła się kilka godzin temu –
rzekła, siadając obok mnie, na kanapie.
- No tak, ale oni
potrzebowali pomocy, więc się zgodziłam. To nic wielkiego, a wychodzę dopiero o
21, więc wolałam im trochę pomóc, niż się nudzić – odparłam, uśmiechając się do
Kim.
- Trochę pomóc… -
rzucił sarkastycznie Nathan – ona odwaliła za nas trzy czwarte roboty i mówi,
że trochę. Pewnie, żeby nie Veronica, dalej byśmy siedzieli z tym wszystkim –
Justin tylko mu przytaknął, uśmiechając się w stronę Kimberly.
- Oby tak dalej,
Ronnie, a zostaniesz u nas na stałe. Potrzebujemy takich ludzi. A okazało się,
że mamy aż trzy wolne miejsca, dla stażystów. Dlatego powodzenia. Chłopcy, za
pół godziny, chcę was widzieć na spotkaniu – Kim postukała paznokciem w swój
złoty zegarek, a później wyszła.
- No dobra, to nic tu
po mnie. Nathan, daj mi moje klucze od pokoju – spojrzałam na chłopaka, a on
uśmiechnął się zawadiacko – No nie, proszę. Daj mi klucze i nie mów, że masz
jakiś głupi pomysł.
- Mam głupi pomysł,
ale powiem ci o nim, jak wrócę do hotelu. Baw się dobrze z Oscarem –
powiedział, po czym wsunął do moich dłoni klucze.
- Nie idę tylko z
Oscarem. Ale też z jego chłopakiem – wysunęłam dolną wargę w przód, spoglądając
na Nathana.
- O boże, dwóch gejów
i taka ładna dziewczyna. Już wyobrażam sobie, co oni z tobą zrobią. Mała,
biedna Ronnie – widząc, jak Nathan kładzie dłoń w miejscu, w którym jest serce,
zachichotałam, po czym pokręciłam głową i wyszłam z gabinetu. Miałam dokładnie
dwie godziny do spotkania z Oscarem, a musiałam dojść jeszcze do hotelu, wziąć
kąpiel, przebrać się, uczesać i pomalować. Za dużo pracy, jak na dzisiejszy
dzień.
/
Justin /
- Veronica, to
świetna dziewczyna – powiedział Nathan, zaraz po wyjściu Ronnie. Miał rację, to
oczywiste i nie zamierzałem tego ukrywać. Veronica spodobała mi się od samego
początku, ale nawet jej dobrze nie poznałem, więc niezbyt odpowiadało, abym
mówił, że strasznie mi się podoba.
- Wiem. Ale nie
rozumiem trochę. Jesteś z Amandą, a wygląda to trochę, jakbyś był
zainteresowany Ronnie – mruknąłem, zamykając segregator, wypełniony koszulkami
z masą zdjęć.
- Tak, ale z Amandą,
jest tak dziwnie. Ona jest taka sztywna, a Veronica, to co innego. Spójrz na
nią, ile ma w sobie życia, ile radości. Dzisiaj, jak poszedłem z nią na ten
lunch, naprawdę świetnie się bawiłem. Niby w ogóle jej nie znam, ale mówię
wszystko prosto z mostu. Zresztą, mamy wspólny pokój w hotelu, więc na pewno
lepiej ją poznam – słysząc jego słowa, kompletnie mnie zamurowało. Nathan
mieszkał przez dwa miesiące z Veronicą. No po prostu świetnie.
- Mieszkacie razem? –
mruknąłem, patrząc na niego.
- Tak. Co w tym
dziwnego? Oboje nie znamy tu nikogo poza tobą i Oscarem, więc postanowiliśmy
wyjąć pokój na spółkę. To chyba nic złego – odparł Nathan, wzruszając
ramionami.
- A co Amanda na to? –
zapytałem, wracając do pracy.
- Nic. Ona nie ma dla
mnie czasu. Woli spotkać się z Victorią, niż ze mną. To jej problem. Po drugie,
nie podoba ci się Victoria?
- Chyba oszalałeś. Pracowałem z nią rok. Jeden rok wystarczył, abym ją znienawidził
doszczętnie. Znam ją od dziecka i szczerze mogę powiedzieć, że jej nie lubię –
oznajmiłem, kończąc pracę. Nathan spojrzał na mnie dziwnie, wzruszył
ramionami, a potem powiedział, że musimy już iść.
Więc teraz masz konkurencje, Bieber – pomyślałem.
Kurwa zakochałam się od zobaczenia samych bohaterów a po tym prologu chyba nie będę mogła doczekać się nowego rozdziału. Tak dobrze piszesz, że ja nie mogę. No kurde pisz szybko nowy bo umrę! Strasznie podobają mi się też te twoje końcówki kiedy piszesz jakby myśli bohaterów - to niespotykane. Co do tej pracy, mam nadzieję że to właśnie Ronnie zostanie przyjęta na stałe i że z czasem to Justin będzie własnie z nią a nie ten cały Nathan. Nic do niego nie mam ale z lekka denerwuje mnie jego zachowanie - ma dziewczynę a mimo wszystko leci na Veronicę. Zrób aby Bieber byłz Roonie, nie łącz jej z Nathanem, proszę! No i dawaj szybko nn ! ;* BOOOOOOOOOSKO ! *_*
OdpowiedzUsuńwww.lmlyd.blogspot.com
www.purple-glass.blogspot.com
BOżeeeee to jest zajebisteeee;:D::D:D Nie no uwielbiam tooo :DD:D czekam na 2 ;p ; D
OdpowiedzUsuń