/ Veronica /
W przerwie na lunch, razem z Oscarem, wyszliśmy z
wydawnictwa. Dzisiejszego dnia, chciałam pomóc blondynowi zrozumieć, że
istnieje też zupełni inny świat, niż dietetyczna kawa i sałatki. Po długich
prośbach i namowach z mojej strony, uległ. Oboje zdecydowaliśmy się na KFC.
- Matko, po tylu kaloriach, które dzisiaj wchłonę, nie będę
jadł nic przez następny tydzień. Nawet rano, nie musisz mi przynosić kawy ze
Starbucks’a – mruknął Oscar, spoglądając na swój czarny zegarek.
- Nie potrzebnie narzekasz. Spójrz na mnie. Niby rzadko
jadam tłuste rzeczy, ale i tak, nie należę do najchudszych – odparłam,
spoglądając na blondyna, który w tej właśnie chwili zaczął śmiać się jak
kretyn.
- Błagam cię, Ronnie. Wyglądasz jak mały, chudziutki
pajączek. Urocza mróweczka – odpowiedział, nadal cicho chichocząc – I jak tam?
Podoba ci się Justin? Jest ekstra ciachem, no nie?
- Justin jest dla mnie tylko kolegą z pracy. Nikim więcej –
po moich słowach, Oscar westchnął, wznosząc dłonie ku niebu. Naprawdę
traktowałam Justina jak osobę, z którą pracuję. Nie chciałam się do niego
zbytnio przywiązywać, ponieważ miałam mniej więcej wyobrażenia, jak mogłoby się
to skończyć. A na pewno nie wesoło. Fakt, Justin był bardzo przystojny, miły i
zachowywał się, jak na mężczyznę przystało. Tylko, że to niewiele zmieniało w
tym przypadku. Wszystkich w Vanity Fair traktowałam jak letnich znajomych. Może
z niektórymi będę utrzymywać kontakty później, ale nic nigdy nie wiadomo.
- Tak, tak. Pewnie, że ci wierzę. No nieważne. A gdzie
wybierasz się na studia? – Oscar spojrzał na mnie poważnie, by po chwili jego
kąciki ust, uniosły się ku górze. Odwzajemniłam ten gest, westchnęłam cicho i
odparłam.
- Przyjęli mnie na DU, Princeton i Yale. Nie zdecydowałam
się jeszcze na college. Wszystko w swoim czasie. Moi rodzice uczą na DU, ale
raczej nie widzę siebie w tej szkole. Teraz został mi Princeton i Yale. Ale
obydwie szkoły są rewelacyjne. Pomińmy fakt, że Princeton jest nieco lepszy. W
obydwóch szkołach, mogłabym się rozwijać, no ale nie potrafię podjąć odpowiedniej
decyzji – oznajmiłam cicho, poprawiając wiszący na moim przedramieniu, kuferek,
który kupiłam kilka minut przed wyjściem z Burberry.
- Justin uczy się w Yale. Ja skończyłem Princeton, a Danny
Yale. Nie potrafię doradzić ci, który college jest lepszy, ale w moim
mniemaniu, to oczywiście Princeton. Tam na pewno mogłabyś się rozwinąć. To
numer jeden, wśród wszystkich szkół w Ameryce. Jednak ostateczna decyzja,
należy do ciebie, kochana. O, to tutaj. Jesteśmy w KFC. Miliony kalorii i tona
tuczącego jedzenia. Oblecha – rzucił Oscar, a następnie zajęliśmy dwuosobowy
stolik przy oknie. Klimatyzacja była największym atutem restauracji. Na dworze w okolicach południa, robiło się
bardzo gorąco, przez co większość ludzi, chowała się do sklepów, barów i tym podobnych.
Parę minut później podszedł do nas kelner. Oboje zamówiliśmy duże frytki,
tortillę i największą colę z lodem. A na deser lody śmietankowe z czekoladową
polewą i orzechami. Mina Oscara mówiła jedno, a mianowicie „zabiję cię,
Ronnie”. Życzyłam mu smacznego, a później oboje w ciszy skonsumowaliśmy
posiłek. Kiedy zauważyłam, że blondyn zjadł wszystko, co zamówiliśmy,
uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam.
- A jednak ci smakowało. Widzisz, nie trzeba było narzekać
od samego początku. Spalisz te kilka kalorii i po wszystkim – wzruszyłam lekko
ramionami, dopijając resztki coli, która została w moim papierowym kubku. Oscar
przewrócił teatralnie oczyma i odparł.
- Kocham cię, Vero, a jednocześnie nienawidzę, za to, że
mnie tu przyciągnęłaś. Kilka kalorii… Chyba kilkadziesiąt tysięcy. Muszę
wyciągnąć dziś Danny’ego, żeby ze mną pobiegał – mruknął osowiale chłopak,
składając usta w niewielki dzióbek. Zaśmiałam się cicho, a po chwili blondyn
dodał – Dziękuję, Ronnie, że pokazałaś mi też inny świat. Świetnie spędziłem
dzisiaj ten czas i nie przejmuję się tymi kaloriami, które przed chwilą
wciągnąłem w siebie.
- Nie ma za co.
Wracajmy już do Vanity, bo jak tak dalej pójdzie, to będziemy spóźnieni –
oznajmiłam, spoglądając na wiszący, niewielki naścienny zegar. Oscar mi
przytaknął, a po chwili oboje kroczyliśmy poprzez ulice Nowego Jorku, który był
po prostu ogromny. Pokochałam to miasto, jakby nie patrzeć. Pomimo wielu ludzi,
którzy byli naprawdę egoistami, jak na przykład Victoria. Wiedziałam, że z nią
łatwo nie będzie i jakoś muszę przetrwać te dwa miesiące pracy przy niej.
Poznałam też wielu innych, cudownych ludzi, jak Oscar, Nathan, czy Justin,
którzy umilali mi czas swoją osobą i nie mogłam za bardzo narzekać. Jakąś
godzinę później, po lekkim spacerze, nieco zziajani, weszliśmy do chłodnego
wydawnictwa, gdzie było naprawdę rewelacyjnie. Oboje od razu zabraliśmy się do
pracy. Oscar odbierał telefony, a ja odznaczałam gości, wchodzących i
wychodzących z Vanity Fair. Pomimo gorączki, jaka panowała na zewnątrz, tłumy
przewijały się przez niewielki korytarz wydawnictwa. Jakieś trzy godziny
później, gdy kończyliśmy pracę, było o wiele spokojniej. Oscar pożegnał się ze
mną i oznajmił, że nie może doczekać się jutra.
- Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień, spędzimy również tak
miło, jak dzisiejszy – dodał, na odchodne. Gdy wsiadał do windy, uśmiechnęłam
się delikatnie w jego kierunku i pomachałam. Parę minut później, przyszedł do
mnie Justin. Nie wiem dlaczego, ale wyglądał, jakby się złościł.
- Słuchaj, Ronnie – zaczął niepewnie, wziął głębszy oddech i
mówił dalej – Na tą sesję dzisiaj wieczorem, musimy zabrać Victorię.
- No… dobrze – co miałam mu odpowiedzieć? Że nie przyjdę, bo
będę zmuszona tolerować zachowanie panienki Vanity? To byłoby niedorzeczne, tym
bardziej, że już wczoraj zgodziłam się na propozycję Justina. Uśmiechnęłam się
do niego delikatnie, co chłopak odwzajemnił.
- Bałem się, że nie spodoba ci się ten pomysł. Mnie to nie
bardzo pasuje, ale nie mam wyjścia. Victoria powiedziała, że jak jej nie
zabierzemy, to opowie panu Vanity, że robimy sobie randkę, zamiast sesji.
Dziękuję, Ronnie. Jesteś wspaniała – odparł, a za chwilę, już go nie było.
Westchnęłam beztrosko, kiwając lekko głową. Kiedy Kimberly poprosiła mnie, abym
zrobiła porządek w garderobie, nie miałam pojęcia, jakie może to nieść ze sobą
konsekwencje. Układając dokładnie wszystkie t-shirty, topy, bluzki w kostkę,
byłam bardzo zadowolona. Mogłam nie tylko wykazać się, że każda praca mi
odpowiada, a po drugie, byłam nieco pewniejsza, że zostanę w Vanity Fair na
stałe. Później powkładałam potrzebne bikini, na dzisiejszą sesję, do
niewielkich, srebrnych woreczków, z inicjałami „VF”. Wszystko zapakowałam do
siwego kartonu i zakleiłam taśmą. Na koniec zajęłam się płaszczami, futrami i
innymi ubraniami, które były potrzebne do jesiennej, bądź zimowej sesji. Gdy
moja praca dobiegała końca, do pomieszczenia wpadła Victoria.
- Znów się widzimy – mruknęła, uśmiechając się wrednie – Od
kilku dni, ktoś wykrada ubrania z garderoby, a jak mniemam po twoim nowym stroju,
ty jesteś za to wszystko odpowiedzialna. Sama na pewno przyznasz mi rację. Czyż
nie?
- Jestem tutaj po raz pierwszy. Kim poprosiła mnie, abym
zrobiła porządek w garderobie, więc nie mogłam odmówić, bo to nieeleganckie –
odparłam, mrużąc delikatnie oczy. Na twarzy Victorii, ponownie zagościł
uśmiech, a ona sama podparła się z ogromną gracją pod boki.
- Co ty wiesz o elegancji? Ty jesteś złodziejką i zaraz
powiadomię o tym Kimberly, a następnie tatę. Możesz pożegnać się z tą pracą –
oznajmiła brunetka, przyglądając mi się uważnie – Och, zapomniałam kompletnie.
Wiem, że Justin był u ciebie, aby przekazać, że zabieram się z wami na tą całą
sesję na plaży. Ale teraz oboje wpadliśmy na o wiele lepszy pomysł. Nie możesz
z nami jechać. Przykro mi. Już możesz pożegnać się ze swoją pracą, a teraz
wynocha!
Spojrzałam na dziewczynę, a w tej samej chwili w moich
oczach pojawiły się łzy. Opuściłam niewielkie pomieszczenie, po czym udałam się
w kierunku windy. Nie szczędziłam sobie łez, ponieważ jeszcze nikt nigdy nie
potraktował mnie w ten sposób. Było mi naprawdę przykro. Oskarżenie o kradzież
to poważna sprawa, a ja wykonywałam jedynie to, co do mnie należało. Po drugie
ta sprawa z dzisiejszą sesją. Choćby miało być to kłamstwo, nie pójdę tam. Do
Vanity również nie wrócę. Postaram się o staż w innym wydawnictwie. Nadal mogę
pracować jako recepcjonistka. Zresztą, mogę wykonywać każdą pracę. W tej
chwili, było mi to zupełnie obojętne. Po piętnastu, ewentualnie dwudziestu
minutach, znalazłam się przed jednym z penthousów, w którym mieszkał Oscar,
razem z Dannym. Po wejściu do środka, wsiadłam do windy, wybierając odpowiedni
numer piętra. Zanim zdążyłam zapukać do drzwi, blondyn otworzył i przytulił
mnie do siebie. Rozkleiłam się jeszcze bardziej, czego w tej chwili, chciałam
uniknąć.
- Chodź do środka. Danny wyszedł właśnie z Justinem, więc
możemy porozmawiać – kiedy znaleźliśmy się na ogromnej, skórzanej kanapie, a
Oscar podał mi pudełko chusteczek z Kubusiem Puchatkiem, uśmiechnęłam się blado
– Więc co się stało, kochanie?
- Po twoim wyjściu z wydawnictwa, Kimberly poprosiła, abym
zrobiła porządek w garderobie. No i wykonałam swoją pracę, a na sam koniec, jak
już miałam wychodzić, wparowała do środka Victoria i oskarżyła mnie o kradzież
– po tych kilku słowach, znowu zaniosłam się cichym szlochem. Następnie
opowiedziałam Oscarowi, co mówiła Victoria – Jutro dam Nathanowi swoje
wypowiedzenie i już tam nie wracam.
- Och, Ronnie, skarbie, nie możesz się poddawać przez jakąś
durną Victorię. Ona jest najzwyczajniej w świecie zazdrosna, że tobie idzie
lepiej, niż jej – chłopak odgarnął kosmyk moich włosów i podał mi kolejną
chusteczkę.
- Ja wiem, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę już tam
pracować – westchnęłam cicho, mocząc białą, cieniutką i delikatną chusteczkę.
Porozmawiałam z Oscarem jeszcze około godziny i wróciłam do hotelu, w którym
mieszkałam. Nie zastałam tam Nathana. Całe szczęście – pomyślałam i zamknęłam
drzwi na klucz od swojego niewielkiego pokoiku. Wzięłam krótki, ale chłodny
prysznic, założyłam na siebie t-shirt i krótkie, czarne spodenki, wskoczyłam do
łóżka i zasnęłam.
/ Justin /
Cholera. Jest już kilka minut po dwudziestej, a Ronnie, jak
nie było, tak i nie ma. Victoria ciągle powtarzała, że na pewno nas wystawiła,
ale szczerze w to nie wierzyłem. Veronica nie należała do osób, które nie
przychodziłyby na umówione spotkanie.
- Jedź już, Justin. Ona ma gdzieś jakieś sesje. Sami
będziemy się świetnie bawić. Obiecuję – mruknęła brunetka, nachylając się w
moim kierunku. Zrobiłem jakieś trzy kroki, odsuwając się jednocześnie od
Victorii, nadal wyczekując, że zobaczę Veronicę. Gdy jeszcze dzisiaj z nią
rozmawiałem, miała przyjść i wszystko było w jak najlepszym porządku, a teraz
co? Kiedy na zegarku wybiła dwudziesta trzydzieści, wiedziałem, że muszę już jechać.
Gdybym został tutaj przez przynajmniej dziesięć minut, byłbym spóźniony na
sesję, co groziło ogromną aferą. Wolałem nie ryzykować. Wsiedliśmy do
samochodu, zapaliłem silnik, odjeżdżając spod hotelu, w którym pomieszkiwała
Ronnie razem z Nathanem. Kilkakrotnie wybierałem jej numer i Nathana, ale żadne
nie odbierało. Próbowałem sobie wmówić, że trudno, że wcale mnie to nie
obchodzi, jednak szło mi to strasznie opornie. Gdy dotarłem z Victorią na
miejsce, ona chwyciła moją dłoń i pociągnęła w kierunku plaży, na której miałem
robić zdjęcia. Dzisiaj wyjątkowo nie musiałem ciągać ze sobą własnego sprzętu,
co było ogromnym plusem dla mnie. Nieraz próbowałem wyplątać swoją dłoń z
uścisku Victorii, ale nic z tego nie wyszło. Widząc pana Vanity, uśmiechnąłem
się sztucznie, a wtedy Victoria pocałowała mnie w usta. Kilku fotoreporterów
zrobiło zdjęcia, wszyscy byli dumni ze swojej pracy, poza mną. Wyrwałem dłoń z
dłoni rozpieszczonej brunetki i niemalże wściekły ruszyłem w kierunku aparatu.
W tej chwili, potrafiłem wyobrazić sobie jak jutrzejsze brukowce dodają swoich
wiadomości. Moje szanse u Ronnie, z dnia na dzień malały, dzięki czemu Nathan
mógł być pewniejszy swojej nagrody. Dzisiejsza sesja, nie wyszła najlepiej.
Byłem rozkojarzony, ciągle zadawałem
sobie pytania, dlaczego Veronica się nie pojawiła. Miałem pewność, że jutro też
ze mną nie porozmawia. Wiedziałem, że coś się stało, ale nie miałem pojęcia co…
To było w tym wszystkim najgorsze. Dzwoniłem nawet do Oscara, ale on odrzucał
każde moje połączenie. Po powrocie do domu, ponownie dzwoniłem do całej trójki,
jednak to na nic.
Nie wiem, czy nadal
mam prawo martwić się o ciebie, tęsknić, walczyć. Nie wiem…
/ Veronica /
Następnego dnia, wstałam w tym samym czasie, co Nathan i
wręczyłam mu kartkę, na której napisane było moje wypowiedzenie.
- Veronica, dlaczego stamtąd odchodzisz? Przecież świetnie
szła ci praca w Vanity – mruknął, spoglądając na mnie. Westchnęłam cicho i
wzruszyłam ramionami.
- Wczoraj Victoria
oskarżyła mnie o kradzież. Nie chcę już się tam męczyć. Popytam w innych
wydawnictwach, czy nie potrzebują stażystów. Ale mimo wszystko nadal mieszkam z
tobą – uśmiechnęłam się blado do bruneta, on wesoło zachichotał, przytulił mnie
do siebie, życzył powodzenia, a za parę minut wyszedł. Po nieco dłuższej
kąpieli, wysuszyłam włosy i ubrałam się w biały sweterek w paski, czarne rurki
i siwe trampki. Splątałam włosy w byle jakiego koka, pomalowałam się,
przełożyłam rzeczy z torebki do czarnego, niewielkiego plecaka i wyszłam z
pokoju. Dzisiaj miałam zamiar udać się do Vogue, Harper’s Bazaar i Rolling
Stone. Najbardziej zależało mi na opinii szefowej Harper’s Bazaar. Był to mój
ulubiony magazyn i naprawdę chciałabym wiedzieć co ona sądzi o moim stylu i
pracy. To było pierwsze miejsce, do którego się udałam. Miła recepcjonistka,
zaprowadziła mnie do gabinetu kobiety, a następnie oznajmiłam, że przyszłam z
nią porozmawiać.
- Witaj. W jakiej sprawie do mnie przychodzisz? – zapytała
miło, przyglądając mi się uważnie. Delikatny uśmiech i kilka nie dużych
zmarszczek, okalających twarz ciemnowłosej kobiety, wyglądały naprawdę uroczo.
- Więc ja dzisiaj zakończyłam pracę w Vanity Fair. I
chciałam zapytać, czy pani wydawnictwo nie potrzebuje stażystów – zaczęłam
nieśmiało, zaciskając palce, na tyle mocno, aby zbielały. Brunetka ponownie się
do mnie uśmiechnęła i odpowiedziała.
- Potrzebujemy. Potrzebujemy takich osób, jak ty Veronico –
słysząc jej słowa, uniosłam wzrok zdezorientowana. Nie miałam pojęcia, skąd
znała moje imię, ale zaraz mi to wyjaśniła – Nowy Jork, to duże miasto. Mimo
wszystko, plotki rozchodzą się raz dwa. Od Danny’ego słyszałam, że Vanity ma
wielki skarb. Podał mi twoje imię i nazwisko na wszelki wypadek. Sam twój
wygląd, Ronnie, świadczy o sobie. Dlatego od jutra możesz zacząć pracę u nas.
Zostaniesz projektantką i moją osobistą sekretarką. Powiem ci co i jak, poduczę,
mam nadzieję, że świetnie będziemy się dogadywać. Czy odpowiada ci taki układ?
- Oczywiście. Bardzo zależało mi na pani opinii, ponieważ
Harper’s Bazaar to mój ulubiony magazyn i od zawsze marzyłam, aby tu pracować.
Jednak ostatnio moje zgłoszenie zostało odrzucone, no i dostałam się do Vanity.
- Tak. Musieliśmy odrzucić wiele osób, które składały
podanie do naszego wydawnictwa. Gdybym od początku wiedziała, jaka jesteś,
byłabyś przyjęta jako pierwsza. Już dziś spokojnie mogę zaproponować ci pracę
na stałe i pięć tysięcy dolarów. A później się zobaczy. To co, zgadzasz się? –
pokiwałam delikatnie głową, nadal szeroko uśmiechając się do kobiety – A więc
jutro o dziewiątej zaczynasz pracę. Do zobaczenia!
- Do widzenia – odparłam, wychodząc z gabinetu. Nie miałam
pojęcia, że Danny robił cokolwiek w mojej sprawie, ale jutro, gdy tylko zobaczę
go w pracy, od razu mu podziękuję. Mimo wszystko, nadal było mi przykro, z
powodu wczorajszej afery, którą wywołała Victoria. Nie chciałam się tym zbytnio
przejmować, a że dochodziła dwunasta, wybrałam numer Oscara.
- Cześć. Masz ochotę iść ze mną na lunch? – zapytałam,
wsuwając jedną dłoń, do kieszeni spodni. Blondyn cicho westchnął i odparł.
- Pewnie, że tak. Ale dzisiaj idziemy gdzie indziej. KFC
odpada! Mam dla ciebie nowe wieści – odparł mężczyzna, a ja niemalże
wyobrażałam sobie, jak Oscar się uśmiecha.
- Dobrze. Ja też mam nowe wieści. Nie uwierzysz, co się
stało. Za dziesięć minut będę pod Vanity, to wychodź szybko. Nie chcę spotkać
Victorii, albo kogoś takiego – rzekłam cicho, ruszając w kierunku wydawnictwa,
w którym jeszcze wczoraj pracowałam.
- Ani Justina – dodał blondyn, a ja przewróciłam teatralnie
oczyma i odpowiedziałam.
- Jego też. Ale nieważne. Pogadamy później – mruknęłam,
jednocześnie się rozłączając. Dojście do Vanity Fair nie zajęło mi nawet
dziesięciu minut, przez co musiałam czekać na Oscara. Po chwili blondyn wypadł
zdyszany i szeroko się uśmiechnął. Wsunął rękę pod mój łokieć i zaczął
opowiadać.
- Pan Vanity wściekł się, kiedy dostał twoje wypowiedzenie.
Nathan powiedział mu, że nie wie o co chodzi. Ale ktoś wypuścił plotkę,
prawdopodobnie Amanda, dziewczyna Nathana, że Kimberly była w zmowie z Victorią
i specjalnie robiły wszystko, abyś wyleciała z pracy. Kim bała się, że zajmiesz
jej miejsce, a Victoria, że będziesz z Justinem. Obie mają zostać zwolnione,
mimo że Victoria to córka pana Vanity. No a jak tam u ciebie? Miałaś też mi coś
powiedzieć, kochanie.
- Zgadnij, dokąd mnie przyjęli! Do Harper’s Bazaar. Będę
sekretarką samej redaktor naczelnej. Czasami coś zaprojektuję, czasami
przygotuję dziewczyny do sesji. Świetnie, nie? – zapytałam, przyglądając się podenerwowanej
twarzy Oscara.
- To, że wczoraj Justin niby odwołał wasze spotkanie, to
nieprawda. On nie miał o tym pojęcia, Ronnie – oznajmił mi blondyn. Zerknęłam
na niego, kręcąc lekko głową. Mężczyzna wskazał palcem na gazetę, przy jednym
ze sklepów – Ale już chyba sam w to nie wierzę.
Swój wzrok skierowałam na jeden z wielu nowojorskich
brukowców. To, że Justin i Victoria całowali się na zdjęciu, nie robiło na mnie
wielkiego wrażenia, ale ukłucie, które poczułam gdzieś w głębi serca,
świadczyło samo o sobie. Wiedziałam, że między tą dwójką coś jest, ale kiedy
ktoś zaczynał ten temat, szatyn do niczego się nie przyznawał. Trudno –
pomyślałam i pociągnęłam Oscara w kierunku restauracji.
Trujący jak bluszcz, ludzkich
uczuć mur, spycha Cię w dół, serce pęka w pół…
_____
Zapewne rozdział nie należy do najlepszych, ale się starałam. Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, to proszę zostawiać w komentarzach swoje numery gadu-gadu. Zapraszam na swojego twittera i drugiego bloga.
http://the-way-you-look-tonight.blog.onet.pl/
Jest bosko jak zwykle! Kiedy czytam twojego bloga chciałabym aby było na nim już więcej rozdziałów. Po prostu uwielbiam go! Zrób coś w końcu aby Justin i Ronnie byli razem, nie mogę doczekać się tego momentu! <3 ehh !
OdpowiedzUsuńNo więc, o twoim blogu dowiedziałam się od pani nade mną, przeczytałam i... naprawdę mi się spodobał . :) A musisz wiedzieć, że jeśli chodzi o opowiadania to trudno mi dogodzić. :) Jeżeli mogłabyś to poinformuj mnie o nowym rozdziale. Mój numer gadu: 37899328 . :) Zapraszam Cię też na moje opowiadania: beauty-and-famous.blog.onet.pl oraz unbroken-team.blogspot.com :) Mam nadzieję, że wpadniesz i skomentujesz. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. < 3
OdpowiedzUsuńJezuuu ROzdział ZAJEBISTYY:D Szkoda, że Ronnie już nie pracuje w Vanity F. ale też zajebiście,ze gdzie indziej. Mam nadzieję, że kiedyś tam w dalszej przyszlosci zeswatasz Ronnie I JUsta; D Czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twojego bloga i bardzo Cię proszę abyś informowała mnie o NN. 35311106 : )
OdpowiedzUsuń