/ Veronica /
Gdy wróciłam
do swojego aktualnego miejsca zamieszkania, rzuciłam torebkę na łóżku,
zamknęłam drzwi od pokoju, na wszelki wypadek. Gdyby Nathan wrócił wcześniej.
Lubiłam go i w ogóle, ale trochę nie podobał mi się fakt, że zachowuje się w stosunku
do mnie, inaczej niż z kumpelą. Wyjęłam z szafy biały t-shirt z napisem LOVE,
jeansowe spodenki, z wysokim stanem, a do tego jeansowy plecak vintage. Do tego
dobrałam białe trampki i niebieską, aksamitną chustkę. Po szybkim prysznicu i
wysuszeniu włosów, wsunęłam na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Związałam
włosy w koka, a później założyłam chustkę na głowę. Następnie pomalowałam się,
chwyciłam niewielki plecaczek i wybiegłam z hotelu. Do spotkania miałam jakieś
trzydzieści minut, a do centrum handlowego dwadzieścia, więc postanowiłam się
przejść. Krocząc ulicami „Wielkiego Jabłka”, miałam bardzo dużo czasu, aby
sobie wszystko przemyśleć. Aksamitne powietrze, otulało moje ciało od stóp do
głów, dzięki czemu, czułam się rewelacyjnie.
- Ronnie! –
dziki wrzask, który w pewnym momencie rozproszył moją uwagę, przez co wpadłam
na wysoką dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, był po prostu okropny.
Przeprosiłam blondynkę, którą zupełnie niechcący potrąciłam i ruszyłam dalej. Z
racji tego, że zostało mi zaledwie dwanaście minut, a do centrum jeszcze spory
kawałek, przyspieszyłam kroku.
- Veronica! –
głos, był już dosyć daleko, lecz nadal go słyszałam. Być może zwariowałam, bądź
po prostu sobie to uroiłam. Zrobiłam jeszcze dwa, może trzy kroki i poczułam
jak ktoś, chwyta mnie za ramię i odwraca w swoim kierunku. Twarzą w twarz
stanęłam z uśmiechniętym Nathanem.
- Co ty tu
robisz? – zapytałam, odsuwając się od niego kawałek. Oparł ręce na biodrach i
ciężko dysząc, zaczął mówić.
- Gonię cię
przez pół miasta – odparł, uśmiechając się przyjaźnie. Odwzajemniłam ten gest,
a następnie poprosiłam o podanie powodu, dla którego pędził taki kawał.
Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie, jakbym to ja była wariatką, a nie on – W
sumie to nie wiem. Chciałem się po prostu z tobą przywitać i podziękować za
pomoc przy tym całym bałaganie w gabinecie Justina. Jestem padnięty, więc
wracam zaraz do hotelu. Chciałem, żeby Justin gdzieś ze mną poszedł, bo na
Amandę nie mam co liczyć, ale powiedział, że jest umówiony na randkę z
Victorią. Ma ją zabrać do restauracji w Casablanca Hotel Times Square. Mówił,
że jej tak nie lubi, a zabiera ją do najdroższej restauracji, w całym Nowym
Jorku. No nic, to leć na to spotkanie z Oscarem, a ja wracam do hotelu. Jak mi
się uda, to zaczekam na ciebie, a jak nie, to po prostu przepraszam – mruknął,
pocałował mnie w czoło i już go nie było. Westchnęłam cicho pod nosem i
rzuciłam się niemalże biegiem do galerii. Miałam pięć minut. Na szczęście
zdążyłam. Bardzo mnie to ucieszyło, że się nie spóźniłam, a po drugie byłam
idealnie, na czas. Nie musiałam się tłumaczyć, nie musiałam czekać. W sam raz.
- Vero, to
jest Danny. Musimy jeszcze poczekać chwilę na Justina. Ma zaraz do nas dotrzeć.
Zadzwonił do mnie po spotkaniu w Vanity i zaproponował, że tylko się wykąpie, przebierze i już do nas
jedzie. Fantastico! – pokręciłam
zdezorientowana, głową i usiadłam na jednej z ławek, tuż obok Danny’ego. Nie
miałam pojęcia, czy to Justin okłamał Nathana, czy Nathan mnie, ale to było
trochę podejrzane i nieodpowiednie zachowanie, ale nie miałam zamiaru
przejmować się tak idiotycznymi sprawami. Najwyraźniej ludzie z Nowego Jorku,
już tacy byli. Nie pozostało mi nic innego, jak po prostu się przyzwyczaić –
Justin, kochanie. Już jesteś. Świetnie. Możemy iść.
Oscar wsunął
swoją dłoń w dłoń Danny’ego i ruszyli wolnym krokiem tuż obok mnie i Justina.
Dokładniej szedł Justin, Danny, Oscar i ja. Z szatynem nie zamieniłam jeszcze
ani słowa i jak mniemam żadnemu z nas się do tego nie spieszyło. Westchnęłam cicho, a gdy Oscar nachylił się,
aby coś szepnąć, uśmiechnęłam się ciepło.
- Czy
pokłóciłaś się z Justinem? Jest jakiś nie w humorze – mruknął Oscar, kręcąc z
dezaprobatą głowę. Odpowiedziałam, że nie i nie mam pojęcia o co może mu
chodzić. Wtedy blondyn popchnął Danny’ego do przodu, a my oboje zostaliśmy z
tyłu. Justin był tak zainteresowany rozmową z przyjacielem Oscara, że nawet nas
nie zauważyli – Kochanie, czy wydarzyło się coś, o czym nie wiem?
- Oscar,
naprawdę według mnie, wszystko jest w porządku. Może Justin pokłócił się z
Nathanem, po tym, jak wyszłam z biura. Nie mam pojęcia o co może chodzić. Sam
go zapytaj – mruknęłam, rozglądając się z Dannym i Justinem. Niestety, oni byli
na tyle pogrążeni w rozmowie, że najzwyczajniej w świecie, zostawili nas samych.
Oscar zauważył moje poczynania, więc sam zaczął obserwować przechodzące tłumy.
Nie było szans, abyśmy się teraz znaleźli. Oczywiście, mogliśmy skorzystać z
telefonów, ale nie uważałam, że jest to w tej chwili potrzebne. Blondyn nie
zaproponował, abyśmy ich poszukali, czy też do nich zadzwonili, więc
stwierdziłam, że ma takie samo zdanie, jak ja.
- Chodźmy do
Burberry. Słyszałem, że mają tam świetną, letnią kolekcję. Może znajdę jakiś
słodziutki, srebrny top. I trampki do kompletu – wymruczał Oscar, przygryzając
swoją dolną wargę. Czułam się z nim, niemalże jak z przyjaciółką, a nie z
facetem, którego dopiero co poznałam. Chłopak wsunął mi rękę pod łokieć,
przyspieszając nieco tempo – Musimy być blisko siebie. Wielu ludzi wie, że
jestem gejem, ale żaden z nich nie wie, że mam taką wspaniałą przyjaciółkę, jak
ty Vero. Dlatego mam chęć ogłoszenia całemu światu, iż Veronica Evans, jest
moją psiółką na wieki.
Widząc, jak
Oscar splata dwa palce, całuje je i unosi ku górze, zachichotałam cicho i powtórzyłam
jego gest. Ze strony przechodzących, musiało wyglądać to naprawdę komicznie.
Kilka osób uśmiechało się nawet do nas, co z ogromną przyjemnością
odwzajemniałam. Na temat Nowego Jorku, słyszałam masę plotek. Wiedziałam, że
ludzie stąd są dosyć rozpieszczeni i nieco opryskliwi, ale część z nich, była
bardzo miła. Być może zostali tak wychowani, albo po prostu nie byli „tutejsi”.
Po wejściu do Burberry, wręczono nam świeżo parzoną kawę, a następnie jedna ze
sprzedawczyń, zaprosiła nas do części męskiej. Obawiałam się nawet, że była
stworzona dla gejów. Oscar czuł się tutaj jak u siebie. Mówił do kobiety, która
pomagała mu przy wyborze ubrań, na „ty” i w ogóle się tym nie przejmował. W
końcu poprosił, aby ona odeszła, zabierając nasze kubki. Wtedy przywołał mnie do
siebie jednym gestem i wskazał na pozłacany top.
- Chciałeś
srebrny – odparłam, ale on wzruszył jedynie ramionami i chwycił go w dłonie,
przykładając do siebie – Naprawdę, świetnie wygląda, potrzebujesz jeszcze
czarnych rurek i dobrze, gdybyśmy znaleźli jakieś trampki, w odcieniach złota.
O, a co powiesz na tą skórę? Będzie fenomenalnie wyglądać w tym zestawie.
Podeszłam do
regału z kurtami, ściągając „czarne cudeńko” z wieszaka. Oscar nawet nie
mierząc, wepchnął wszystko do niewielkich rozmiarów koszyka i zaczął grzebać w
spodniach.
- Muszą być mega
obcisłe. Innych nie ubiorę – oznajmił, odrzucają jedne spodnie, za drugimi. W
końcu wykopałam z wielkiego kosza czarne, bardzo wąskie rurki. Blondyn był
zachwycony. Cmoknął mnie w policzek i wykrzyknął – Mam pomysł. Wybierzmy ci
sukienkę i jakieś super stylowe koturny. Uwielbiam grzebać w damskich ciuchach
i ubierać inne kobiety. Proszę, zgódź się, Ronnie.
Uśmiechnęłam
się do niego przyjaźnie i po paru sekundach namysłu, zgodziłam się. Nie miałam
nic do stracenia, a ubrań w „Wielkim Jabłku”, jeszcze nie kupowałam, więc teraz
miałam na to okazję. Razem przeszliśmy ze strony męskiej, na damską. Oscar
zdecydował, że zamiast sukienki, wezmę czarny top na ramiączkach, długą
spódnicę ze zwierzęcymi wzorami, delikatną czarną marynarkę. Była bardzo
podobna do tej, którą nosiła Kimberly. Na sam koniec Oscar wręczył mi czarne
sandały na koturnie i wepchnął do
przebieralni. Po założeniu na siebie wszystkich ubrań, wyszłam z przymierzalni.
Blondyn zagwizdał cicho pod nosem, a następnie rozpuścił moje długie blond
loki. Westchnęłam cicho, przeglądając się w lusterku.
- No… nie
wiem – mruknęłam nieśmiało, spoglądając na Oscara. W tym samym momencie, do
sklepu wszedł Danny razem z Justinem. Przyjaciel blondyna, uśmiechnął się do
nas na samym początku i zaczął machać. Po dłuższej chwili, zdecydowali się do
nas podejść.
- Wow, Ronnie…
Wyglądasz niesamowicie – oznajmił Justin, patrząc mi prosto w oczy. Kiedy
poczułam, jak rumieniec zalewa moją twarz, miałam wielką ochotę schować się
ponownie w przymierzalni. Oscar teatralnie przewrócił oczyma i zaczął mówić.
- Próbowałem
jej to powiedzieć, ale ona jak na złość, nie chciała mnie słuchać. Evans,
przebieraj się i idziemy płacić! – słysząc słowa blondyna, zaśmiałam się pod
nosem i kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Raz dwa zmieniłam ubrania na
poprzednie, a gdy wyszłam z niewielkiego pomieszczenia, okazało się, że
zostałam sama z szatynem. Była to dla mnie trochę niezręczna sytuacja, ponieważ
cały dzisiejszy wieczór z nim nie rozmawiałam. Za wszystko, musiałam zapłacić sto dwadzieścia dolarów.
Zanim wyszłam ze sklepu, zdecydowałam, że wezmę niewielki, czarny kuferek,
który idealnie pasował do stroju. Dałam za niego jedynie osiemdziesiąt dolarów.
Gdy razem z Justinem, znalazłam się przed galerią, w końcu zebrałam się na
odwagę i powiedziałam.
- To do
jutra, Justin – chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, uśmiechnął się, tak
jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłam go w Vanity Fair.
- Dlaczego
chcesz już uciekać? Myślałem, że pójdziemy na kawę, czy coś – odparł, wsuwając
obie dłonie do kieszeni spodni. Westchnęłam cicho pod nosem, a on ponownie się
uśmiechnął.
- Wiem od
Nathana, że masz dziś randkę z Victorią, dlatego sądziłam, że lepiej będzie,
jak już pójdę.
- Co? Na
serio ci tak powiedział? Nie umawiam się z Victorią od kilkunastu miesięcy.
Musiałbym naprawdę być szaleńcem, żeby iść z nią gdziekolwiek. Dlatego chodźmy
na kawę do Starbucks’a. Oscar i Danny mają tam na nas czekać – odrzekł Justin,
ciągnąc mnie za rękę. Nie powiem, było to strasznie przyjemne i miłe z jego
strony, ale czułam się trochę idiotycznie. Wiedziałam, że musimy wyglądać teraz
jak dwójka pędzących wariatów. Być może i tak było. Po jakimś czasie
zwolniliśmy i dopiero wtedy Justin podjął się tematu – Powiedzmy, że jak
wyszłaś z wydawnictwa, miałem małe spięcie z Nathanem. To znaczy tak mi się
wydaje. Ale nie uważam, że powinien cię okłamywać, Ronnie. Gdybym gdziekolwiek
wychodził, na pewno by mnie tu z wami nie było i wiedziałabyś o tym. Traktuję
cię już praktycznie jak przyjaciółkę. W ogóle nie widzę sensu, w tym, co on
wymyślił.
- Wtedy
jeszcze nie wiedziałam, że idziesz z nami. Oscar powiedział mi o tym dopiero,
jak dotarłam do centrum. I byłam zdziwiona, że Nathan mówi tak, a ty inaczej –
wzruszyłam lekko ramionami, wysuwając jednocześnie swoją dłoń z dłoni Justina,
pod pretekstem, że chyba dostałam sms’a. I taka była prawda. Napisał do mnie
Nathan „Witaj, Ronnie. Jak będziesz wracać, to nie wchodź do hotelu. Mam dla
ciebie małą niespodziankę. Porywam cię gdzieś dzisiaj. N”. Powoli zaczynałam
bać się tego chłopaka. Kto wie, jakie pomysły przyjdą mu do głowy. Najchętniej,
odpisałabym mu, że nie idziemy dzisiaj nigdzie, ale nie chciałam ranić jego
uczuć. Po chwili odezwał się Justin.
- Słuchaj,
Veronica. Może masz ochotę pójść później ze mną na jakąś kolację, czy coś?
Oczywiście, jak nie będziesz zmęczona – dodał po chwili. Ekstra. To sobie
wybrali moment. Przygryzłam nieśmiało swoją dolną wargę, zerkając na Justina.
- To nie tak,
że nie chcę. Ale właśnie Nathan napisał mi to samo. Sam zobacz – wsunęłam mu w
dłonie telefon, czekając aż odczyta sms’a.
- Dobrze,
jeżeli chcesz, możesz pójść z nim. Nie mam nic przeciwko – uśmiechnął się w
moim kierunku. Ale już nie tak samo, jak wtedy z sklepie. Teraz, czegoś mi
brakowało w tym uśmiechu. Być może
blasku, albo mieniących się w odcieniach czekolady, oczu. Nie miałam pojęcia,
ale coś tu było nie tak. Oni oboje zachowywali się dosyć dziwacznie, jednak
postanowiłam tego nie komentować.
- Jestem
dzisiaj wystarczająco zmęczona. Innym razem pójdę gdzieś z Nathanem. Proste –
wzruszyłam obojętnie ramionami, chowając komórkę do plecaka. Wydawało mi się,
że Justin odetchnął, ale może po prostu mi się wydawało. Jakieś dziesięć minut
później, byliśmy na miejscu. Gdy zaledwie zdążyłam usiąść, Oscar oznajmił.
- Ronnie,
słuchaj. Mam absolutnie świetny pomysł. Niedługo jest bal, urządzany na rok
ciężkiej pracy w Vanity. Potrzebujesz sukienki, a ja jakiegoś dopasowanego
garnituru. Wybierzmy się na zakupy do Gucciego, albo Prady.
- Okej. Co
polecacie? – mruknęłam, a po chwili Oscar podsunął mi pod sam nos kawę.
- Kupiłem ci
w ramach podziękowania, że biegasz ze mną po tych wszystkich sklepach i
słuchasz mojego nieustającego paplania.
Ach, kocham cię, Veronica – zachichotałam, widząc, jak blondyn przesyła
w moim kierunku buziaka. Odparłam, że ja go również. Dwie godziny później,
każde z nas poszło w swoją stronę. To znaczy, Oscar i Danny do siebie, a ja z
Justinem do siebie. Chciałam iść sama, ponieważ szatyn mieszkał w kompletnie
innej części Nowego Jorku, ale uparł się, że mnie odprowadzi. Nie zostało mi
nic innego, jak tylko się zgodzić. Gdy dotarliśmy pod hotel, w którym aktualnie
pomieszkiwałam, Justin uśmiechnął się i zaczął mówić.
- Dziękuję ci
Ronnie, za ten wieczór. Może nie zaczął się zbyt fantastycznie, ale świetnie
się bawiłem i bardzo się cieszę, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Tak
pomyślałem, jutro robię zdjęcia dziewczynom na plaży. Może miałabyś ochotę,
dotrzymać mi towarzystwa, co? – zapytał, zerkając w moje oczy. Uśmiechnęłam się
subtelnie, po czym odpowiedziałam.
- Oczywiście.
Mnie również się dzisiaj podobało i dziękuję za zaproszenie. Na pewno
skorzystam – mruknęłam cicho. Parę sekund później, szatyn ucałował mój
policzek, życzył dobrej nocy i poszedł do siebie. (…) Kolejnego dnia, gdy
wstałam, było jeszcze wcześnie. Zdążyłam się umyć, wysuszyć i wyprostować
włosy, a na koniec ubrać na siebie to, co kupiłam wczoraj z Oscarem.
Pomalowałam się nieco mocniej, niż dotychczas. Następnie przepakowałam
wszystkie potrzebne mi rzeczy, które miałam z sobą wczoraj, w plecaku i wyszłam
do pracy. Droga, zajęła mi krócej niż zwykle. Nie miałam pojęcia, dlaczego
ciągnie mnie tak do redakcji, ale chciałam jak najszybciej znaleźć się w
wydawnictwie. Kiedy weszłam do środka, Oscar gorąco mnie powitał, a następnie
pochwalił mój dzisiejszy wygląd. Tak, jak wczoraj, zaniosłam zdjęcia Kimberly.
Gdy spotkałam na korytarzu Victorię, ona niemalże pozieleniała ze złości. Po
chwili podszedł do nas Justin, cmoknął mnie w policzek, rzucił tylko „witaj
Ronnie” i poszedł dalej. Uśmiechnęłam się szeroko w kierunku kipiącej ze
złości Victorii i wróciłam do pracy.
Czasami tak mała rzecz, może dać tyle satysfakcji…
_____
Wiem, spieprzyłam sprawę! Z góry przepraszam każdą osobę, która to czyta i jest rozczarowana, ale nie miałam żadnego pomysłu... Chciałam podziękować Cam, za pomoc w rozdziale. Jesteś cudowna : *
http://www.lmlyd.blogspot.com/
http://the-way-you-look-tonight.blog.onet.pl/
Och kochana ten rozdział jest niesamowity jak wszystkie inne - w ogóle wszystko co piszesz podoba mi się tak strasznie! A co do mojej pomocy - wcale ci nie pomogłam, nic takiego nie zrobiłam. To raczej ja dziękuję tobie. Co do rozdziału - nie wiem co od niego chcesz. Jest BOSKI ! Czekam z niecierpliwością na nowy i mam nadzieję, że pojawi się szybko ! <3 ;* PS. Wcale nie jestem taka niesamowita ;P
OdpowiedzUsuńNie prawda. Mogłam się bardziej do niego przyłożyć... Właśnie mi pomogłaś. Podsunęłaś mi pomysł na tą rozmowę i w ogóle. Mnie nie masz za co dziękować : ) WĄTPIĘ! Na pewno się pojawi, ale nie mam pojęcia kiedy.
UsuńPS. WŁAŚNIE, ŻE JESTEŚ < 3
Nie kłóć się ze mną bo zaraz zamiast komentarzy powstanie tu rozmowa na temat tego jaka jestem ;D Mimo wszystko i tak mam za co ci dziękować i właśnie to robię - DZIĘKUJĘ! <3 No a rozdział, musi pojawić się szybko. Innej opcji nie widzę. I nie, nie jestem. To ty jesteś <3 ;*
UsuńWcale się z tobą nie kłócę, a grzecznie odpowiadam. E tam, wcale nie. I nie trzeba dziękować < 3 Nawet jak nie pojawi się za szybko na blogu, to wiesz, że przeczytasz go jako pierwsza ; D Właśnie, że nie. Bo ty jesteś :* :*
UsuńAh normalnie cię kocham! Tak wiem, że mi go wyślesz i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Poza tym szkoda, że nie ma cię na gadu. Lubię z tobą gadać, serio ;D Dobra nie zaczynam bo się rozpisze. Jak się pojawisz na gg to weź do mnie napisz, no <3 Nie bo to ty jesteś ;* <3
UsuńNo chyba Cię coś grzmotło zdrowo że spieprzyłaś ten rozdział , jest świetny , boski , cudowny , jedyny w swoim rodzaju i niesamowity jak każdy inny pisany przez Ciebie ! czekam na następny , i powiadamiał mnie o następnych szybko jak tylko dodasz , czekam z niecierpliwością ! <3
OdpowiedzUsuńJak spieprzyłaś?! Czym?! Dziewczyno wyszedł ci zajebiście ten rozdział;p Konkurencja między justem i Nathanem xD Czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńjak spieprzyłaś?! jest genialny <333
OdpowiedzUsuń