poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dwa


/ Veronica /

Gdy wróciłam do swojego aktualnego miejsca zamieszkania, rzuciłam torebkę na łóżku, zamknęłam drzwi od pokoju, na wszelki wypadek. Gdyby Nathan wrócił wcześniej. Lubiłam go i w ogóle, ale trochę nie podobał mi się fakt, że zachowuje się w stosunku do mnie, inaczej niż z kumpelą. Wyjęłam z szafy biały t-shirt z napisem LOVE, jeansowe spodenki, z wysokim stanem, a do tego jeansowy plecak vintage. Do tego dobrałam białe trampki i niebieską, aksamitną chustkę. Po szybkim prysznicu i wysuszeniu włosów, wsunęłam na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Związałam włosy w koka, a później założyłam chustkę na głowę. Następnie pomalowałam się, chwyciłam niewielki plecaczek i wybiegłam z hotelu. Do spotkania miałam jakieś trzydzieści minut, a do centrum handlowego dwadzieścia, więc postanowiłam się przejść. Krocząc ulicami „Wielkiego Jabłka”, miałam bardzo dużo czasu, aby sobie wszystko przemyśleć. Aksamitne powietrze, otulało moje ciało od stóp do głów, dzięki czemu, czułam się rewelacyjnie.
- Ronnie! – dziki wrzask, który w pewnym momencie rozproszył moją uwagę, przez co wpadłam na wysoką dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, był po prostu okropny. Przeprosiłam blondynkę, którą zupełnie niechcący potrąciłam i ruszyłam dalej. Z racji tego, że zostało mi zaledwie dwanaście minut, a do centrum jeszcze spory kawałek, przyspieszyłam kroku.
- Veronica! – głos, był już dosyć daleko, lecz nadal go słyszałam. Być może zwariowałam, bądź po prostu sobie to uroiłam. Zrobiłam jeszcze dwa, może trzy kroki i poczułam jak ktoś, chwyta mnie za ramię i odwraca w swoim kierunku. Twarzą w twarz stanęłam z uśmiechniętym Nathanem.
- Co ty tu robisz? – zapytałam, odsuwając się od niego kawałek. Oparł ręce na biodrach i ciężko dysząc, zaczął mówić.
- Gonię cię przez pół miasta – odparł, uśmiechając się przyjaźnie. Odwzajemniłam ten gest, a następnie poprosiłam o podanie powodu, dla którego pędził taki kawał. Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie, jakbym to ja była wariatką, a nie on – W sumie to nie wiem. Chciałem się po prostu z tobą przywitać i podziękować za pomoc przy tym całym bałaganie w gabinecie Justina. Jestem padnięty, więc wracam zaraz do hotelu. Chciałem, żeby Justin gdzieś ze mną poszedł, bo na Amandę nie mam co liczyć, ale powiedział, że jest umówiony na randkę z Victorią. Ma ją zabrać do restauracji w Casablanca Hotel Times Square. Mówił, że jej tak nie lubi, a zabiera ją do najdroższej restauracji, w całym Nowym Jorku. No nic, to leć na to spotkanie z Oscarem, a ja wracam do hotelu. Jak mi się uda, to zaczekam na ciebie, a jak nie, to po prostu przepraszam – mruknął, pocałował mnie w czoło i już go nie było. Westchnęłam cicho pod nosem i rzuciłam się niemalże biegiem do galerii. Miałam pięć minut. Na szczęście zdążyłam. Bardzo mnie to ucieszyło, że się nie spóźniłam, a po drugie byłam idealnie, na czas. Nie musiałam się tłumaczyć, nie musiałam czekać. W sam raz.
- Vero, to jest Danny. Musimy jeszcze poczekać chwilę na Justina. Ma zaraz do nas dotrzeć. Zadzwonił do mnie po spotkaniu w Vanity i zaproponował,  że tylko się wykąpie, przebierze i już do nas jedzie. Fantastico! – pokręciłam zdezorientowana, głową i usiadłam na jednej z ławek, tuż obok Danny’ego. Nie miałam pojęcia, czy to Justin okłamał Nathana, czy Nathan mnie, ale to było trochę podejrzane i nieodpowiednie zachowanie, ale nie miałam zamiaru przejmować się tak idiotycznymi sprawami. Najwyraźniej ludzie z Nowego Jorku, już tacy byli. Nie pozostało mi nic innego, jak po prostu się przyzwyczaić – Justin, kochanie. Już jesteś. Świetnie. Możemy iść.
Oscar wsunął swoją dłoń w dłoń Danny’ego i ruszyli wolnym krokiem tuż obok mnie i Justina. Dokładniej szedł Justin, Danny, Oscar i ja. Z szatynem nie zamieniłam jeszcze ani słowa i jak mniemam żadnemu z nas się do tego nie spieszyło.  Westchnęłam cicho, a gdy Oscar nachylił się, aby coś szepnąć, uśmiechnęłam się ciepło.
- Czy pokłóciłaś się z Justinem? Jest jakiś nie w humorze – mruknął Oscar, kręcąc z dezaprobatą głowę. Odpowiedziałam, że nie i nie mam pojęcia o co może mu chodzić. Wtedy blondyn popchnął Danny’ego do przodu, a my oboje zostaliśmy z tyłu. Justin był tak zainteresowany rozmową z przyjacielem Oscara, że nawet nas nie zauważyli – Kochanie, czy wydarzyło się coś, o czym nie wiem?
- Oscar, naprawdę według mnie, wszystko jest w porządku. Może Justin pokłócił się z Nathanem, po tym, jak wyszłam z biura. Nie mam pojęcia o co może chodzić. Sam go zapytaj – mruknęłam, rozglądając się z Dannym i Justinem. Niestety, oni byli na tyle pogrążeni w rozmowie, że najzwyczajniej w świecie, zostawili nas samych. Oscar zauważył moje poczynania, więc sam zaczął obserwować przechodzące tłumy. Nie było szans, abyśmy się teraz znaleźli. Oczywiście, mogliśmy skorzystać z telefonów, ale nie uważałam, że jest to w tej chwili potrzebne. Blondyn nie zaproponował, abyśmy ich poszukali, czy też do nich zadzwonili, więc stwierdziłam, że ma takie samo zdanie, jak ja.
- Chodźmy do Burberry. Słyszałem, że mają tam świetną, letnią kolekcję. Może znajdę jakiś słodziutki, srebrny top. I trampki do kompletu – wymruczał Oscar, przygryzając swoją dolną wargę. Czułam się z nim, niemalże jak z przyjaciółką, a nie z facetem, którego dopiero co poznałam. Chłopak wsunął mi rękę pod łokieć, przyspieszając nieco tempo – Musimy być blisko siebie. Wielu ludzi wie, że jestem gejem, ale żaden z nich nie wie, że mam taką wspaniałą przyjaciółkę, jak ty Vero. Dlatego mam chęć ogłoszenia całemu światu, iż Veronica Evans, jest moją psiółką na wieki.
Widząc, jak Oscar splata dwa palce, całuje je i unosi ku górze, zachichotałam cicho i powtórzyłam jego gest. Ze strony przechodzących, musiało wyglądać to naprawdę komicznie. Kilka osób uśmiechało się nawet do nas, co z ogromną przyjemnością odwzajemniałam. Na temat Nowego Jorku, słyszałam masę plotek. Wiedziałam, że ludzie stąd są dosyć rozpieszczeni i nieco opryskliwi, ale część z nich, była bardzo miła. Być może zostali tak wychowani, albo po prostu nie byli „tutejsi”. Po wejściu do Burberry, wręczono nam świeżo parzoną kawę, a następnie jedna ze sprzedawczyń, zaprosiła nas do części męskiej. Obawiałam się nawet, że była stworzona dla gejów. Oscar czuł się tutaj jak u siebie. Mówił do kobiety, która pomagała mu przy wyborze ubrań, na „ty” i w ogóle się tym nie przejmował. W końcu poprosił, aby ona odeszła, zabierając nasze kubki. Wtedy przywołał mnie do siebie jednym gestem i wskazał na pozłacany top.
- Chciałeś srebrny – odparłam, ale on wzruszył jedynie ramionami i chwycił go w dłonie, przykładając do siebie – Naprawdę, świetnie wygląda, potrzebujesz jeszcze czarnych rurek i dobrze, gdybyśmy znaleźli jakieś trampki, w odcieniach złota. O, a co powiesz na tą skórę? Będzie fenomenalnie wyglądać w tym zestawie.
Podeszłam do regału z kurtami, ściągając „czarne cudeńko” z wieszaka. Oscar nawet nie mierząc, wepchnął wszystko do niewielkich rozmiarów koszyka i zaczął grzebać w spodniach.
- Muszą być mega obcisłe. Innych nie ubiorę – oznajmił, odrzucają jedne spodnie, za drugimi. W końcu wykopałam z wielkiego kosza czarne, bardzo wąskie rurki. Blondyn był zachwycony. Cmoknął mnie w policzek i wykrzyknął – Mam pomysł. Wybierzmy ci sukienkę i jakieś super stylowe koturny. Uwielbiam grzebać w damskich ciuchach i ubierać inne kobiety. Proszę, zgódź się, Ronnie.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i po paru sekundach namysłu, zgodziłam się. Nie miałam nic do stracenia, a ubrań w „Wielkim Jabłku”, jeszcze nie kupowałam, więc teraz miałam na to okazję. Razem przeszliśmy ze strony męskiej, na damską. Oscar zdecydował, że zamiast sukienki, wezmę czarny top na ramiączkach, długą spódnicę ze zwierzęcymi wzorami, delikatną czarną marynarkę. Była bardzo podobna do tej, którą nosiła Kimberly. Na sam koniec Oscar wręczył mi czarne sandały  na koturnie i wepchnął do przebieralni. Po założeniu na siebie wszystkich ubrań, wyszłam z przymierzalni. Blondyn zagwizdał cicho pod nosem, a następnie rozpuścił moje długie blond loki. Westchnęłam cicho, przeglądając się w lusterku.
- No… nie wiem – mruknęłam nieśmiało, spoglądając na Oscara. W tym samym momencie, do sklepu wszedł Danny razem z Justinem. Przyjaciel blondyna, uśmiechnął się do nas na samym początku i zaczął machać. Po dłuższej chwili, zdecydowali się do nas podejść.
- Wow, Ronnie… Wyglądasz niesamowicie – oznajmił Justin, patrząc mi prosto w oczy. Kiedy poczułam, jak rumieniec zalewa moją twarz, miałam wielką ochotę schować się ponownie w przymierzalni. Oscar teatralnie przewrócił oczyma i zaczął mówić.
- Próbowałem jej to powiedzieć, ale ona jak na złość, nie chciała mnie słuchać. Evans, przebieraj się i idziemy płacić! – słysząc słowa blondyna, zaśmiałam się pod nosem i kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Raz dwa zmieniłam ubrania na poprzednie, a gdy wyszłam z niewielkiego pomieszczenia, okazało się, że zostałam sama z szatynem. Była to dla mnie trochę niezręczna sytuacja, ponieważ cały dzisiejszy wieczór z nim nie rozmawiałam. Za wszystko,  musiałam zapłacić sto dwadzieścia dolarów. Zanim wyszłam ze sklepu, zdecydowałam, że wezmę niewielki, czarny kuferek, który idealnie pasował do stroju. Dałam za niego jedynie osiemdziesiąt dolarów. Gdy razem z Justinem, znalazłam się przed galerią, w końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam.
- To do jutra, Justin – chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, uśmiechnął się, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłam go w Vanity Fair.
- Dlaczego chcesz już uciekać? Myślałem, że pójdziemy na kawę, czy coś – odparł, wsuwając obie dłonie do kieszeni spodni. Westchnęłam cicho pod nosem, a on ponownie się uśmiechnął.
- Wiem od Nathana, że masz dziś randkę z Victorią, dlatego sądziłam, że lepiej będzie, jak już pójdę.
- Co? Na serio ci tak powiedział? Nie umawiam się z Victorią od kilkunastu miesięcy. Musiałbym naprawdę być szaleńcem, żeby iść z nią gdziekolwiek. Dlatego chodźmy na kawę do Starbucks’a. Oscar i Danny mają tam na nas czekać – odrzekł Justin, ciągnąc mnie za rękę. Nie powiem, było to strasznie przyjemne i miłe z jego strony, ale czułam się trochę idiotycznie. Wiedziałam, że musimy wyglądać teraz jak dwójka pędzących wariatów. Być może i tak było. Po jakimś czasie zwolniliśmy i dopiero wtedy Justin podjął się tematu – Powiedzmy, że jak wyszłaś z wydawnictwa, miałem małe spięcie z Nathanem. To znaczy tak mi się wydaje. Ale nie uważam, że powinien cię okłamywać, Ronnie. Gdybym gdziekolwiek wychodził, na pewno by mnie tu z wami nie było i wiedziałabyś o tym. Traktuję cię już praktycznie jak przyjaciółkę. W ogóle nie widzę sensu, w tym, co on wymyślił.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że idziesz z nami. Oscar powiedział mi o tym dopiero, jak dotarłam do centrum. I byłam zdziwiona, że Nathan mówi tak, a ty inaczej – wzruszyłam lekko ramionami, wysuwając jednocześnie swoją dłoń z dłoni Justina, pod pretekstem, że chyba dostałam sms’a. I taka była prawda. Napisał do mnie Nathan „Witaj, Ronnie. Jak będziesz wracać, to nie wchodź do hotelu. Mam dla ciebie małą niespodziankę. Porywam cię gdzieś dzisiaj. N”. Powoli zaczynałam bać się tego chłopaka. Kto wie, jakie pomysły przyjdą mu do głowy. Najchętniej, odpisałabym mu, że nie idziemy dzisiaj nigdzie, ale nie chciałam ranić jego uczuć. Po chwili odezwał się Justin.
- Słuchaj, Veronica. Może masz ochotę pójść później ze mną na jakąś kolację, czy coś? Oczywiście, jak nie będziesz zmęczona – dodał po chwili. Ekstra. To sobie wybrali moment. Przygryzłam nieśmiało swoją dolną wargę, zerkając na Justina.
- To nie tak, że nie chcę. Ale właśnie Nathan napisał mi to samo. Sam zobacz – wsunęłam mu w dłonie telefon, czekając aż odczyta sms’a.
- Dobrze, jeżeli chcesz, możesz pójść z nim. Nie mam nic przeciwko – uśmiechnął się w moim kierunku. Ale już nie tak samo, jak wtedy z sklepie. Teraz, czegoś mi brakowało w tym uśmiechu.  Być może blasku, albo mieniących się w odcieniach czekolady, oczu. Nie miałam pojęcia, ale coś tu było nie tak. Oni oboje zachowywali się dosyć dziwacznie, jednak postanowiłam tego nie komentować.
- Jestem dzisiaj wystarczająco zmęczona. Innym razem pójdę gdzieś z Nathanem. Proste – wzruszyłam obojętnie ramionami, chowając komórkę do plecaka. Wydawało mi się, że Justin odetchnął, ale może po prostu mi się wydawało. Jakieś dziesięć minut później, byliśmy na miejscu. Gdy zaledwie zdążyłam usiąść, Oscar oznajmił.
- Ronnie, słuchaj. Mam absolutnie świetny pomysł. Niedługo jest bal, urządzany na rok ciężkiej pracy w Vanity. Potrzebujesz sukienki, a ja jakiegoś dopasowanego garnituru. Wybierzmy się na zakupy do Gucciego, albo Prady.
- Okej. Co polecacie? – mruknęłam, a po chwili Oscar podsunął mi pod sam nos kawę.
- Kupiłem ci w ramach podziękowania, że biegasz ze mną po tych wszystkich sklepach i słuchasz mojego nieustającego paplania.  Ach, kocham cię, Veronica – zachichotałam, widząc, jak blondyn przesyła w moim kierunku buziaka. Odparłam, że ja go również. Dwie godziny później, każde z nas poszło w swoją stronę. To znaczy, Oscar i Danny do siebie, a ja z Justinem do siebie. Chciałam iść sama, ponieważ szatyn mieszkał w kompletnie innej części Nowego Jorku, ale uparł się, że mnie odprowadzi. Nie zostało mi nic innego, jak tylko się zgodzić. Gdy dotarliśmy pod hotel, w którym aktualnie pomieszkiwałam, Justin uśmiechnął się i zaczął mówić.
- Dziękuję ci Ronnie, za ten wieczór. Może nie zaczął się zbyt fantastycznie, ale świetnie się bawiłem i bardzo się cieszę, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Tak pomyślałem, jutro robię zdjęcia dziewczynom na plaży. Może miałabyś ochotę, dotrzymać mi towarzystwa, co? – zapytał, zerkając w moje oczy. Uśmiechnęłam się subtelnie, po czym odpowiedziałam.
- Oczywiście. Mnie również się dzisiaj podobało i dziękuję za zaproszenie. Na pewno skorzystam – mruknęłam cicho. Parę sekund później, szatyn ucałował mój policzek, życzył dobrej nocy i poszedł do siebie. (…) Kolejnego dnia, gdy wstałam, było jeszcze wcześnie. Zdążyłam się umyć, wysuszyć i wyprostować włosy, a na koniec ubrać na siebie to, co kupiłam wczoraj z Oscarem. Pomalowałam się nieco mocniej, niż dotychczas. Następnie przepakowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy, które miałam z sobą wczoraj, w plecaku i wyszłam do pracy. Droga, zajęła mi krócej niż zwykle. Nie miałam pojęcia, dlaczego ciągnie mnie tak do redakcji, ale chciałam jak najszybciej znaleźć się w wydawnictwie. Kiedy weszłam do środka, Oscar gorąco mnie powitał, a następnie pochwalił mój dzisiejszy wygląd. Tak, jak wczoraj, zaniosłam zdjęcia Kimberly. Gdy spotkałam na korytarzu Victorię, ona niemalże pozieleniała ze złości. Po chwili podszedł do nas Justin, cmoknął mnie w policzek, rzucił tylko „witaj Ronnie” i poszedł dalej. Uśmiechnęłam się szeroko w kierunku kipiącej ze złości Victorii i wróciłam do pracy.

Czasami tak mała rzecz, może dać  tyle satysfakcji…



_____

Wiem, spieprzyłam sprawę! Z góry przepraszam każdą osobę, która to czyta i jest rozczarowana, ale nie miałam żadnego pomysłu... Chciałam podziękować Cam, za pomoc w rozdziale. Jesteś cudowna : *

http://www.lmlyd.blogspot.com/
http://the-way-you-look-tonight.blog.onet.pl/

 

8 komentarzy:

  1. Och kochana ten rozdział jest niesamowity jak wszystkie inne - w ogóle wszystko co piszesz podoba mi się tak strasznie! A co do mojej pomocy - wcale ci nie pomogłam, nic takiego nie zrobiłam. To raczej ja dziękuję tobie. Co do rozdziału - nie wiem co od niego chcesz. Jest BOSKI ! Czekam z niecierpliwością na nowy i mam nadzieję, że pojawi się szybko ! <3 ;* PS. Wcale nie jestem taka niesamowita ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie prawda. Mogłam się bardziej do niego przyłożyć... Właśnie mi pomogłaś. Podsunęłaś mi pomysł na tą rozmowę i w ogóle. Mnie nie masz za co dziękować : ) WĄTPIĘ! Na pewno się pojawi, ale nie mam pojęcia kiedy.
      PS. WŁAŚNIE, ŻE JESTEŚ < 3

      Usuń
    2. Nie kłóć się ze mną bo zaraz zamiast komentarzy powstanie tu rozmowa na temat tego jaka jestem ;D Mimo wszystko i tak mam za co ci dziękować i właśnie to robię - DZIĘKUJĘ! <3 No a rozdział, musi pojawić się szybko. Innej opcji nie widzę. I nie, nie jestem. To ty jesteś <3 ;*

      Usuń
    3. Wcale się z tobą nie kłócę, a grzecznie odpowiadam. E tam, wcale nie. I nie trzeba dziękować < 3 Nawet jak nie pojawi się za szybko na blogu, to wiesz, że przeczytasz go jako pierwsza ; D Właśnie, że nie. Bo ty jesteś :* :*

      Usuń
    4. Ah normalnie cię kocham! Tak wiem, że mi go wyślesz i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Poza tym szkoda, że nie ma cię na gadu. Lubię z tobą gadać, serio ;D Dobra nie zaczynam bo się rozpisze. Jak się pojawisz na gg to weź do mnie napisz, no <3 Nie bo to ty jesteś ;* <3

      Usuń
  2. No chyba Cię coś grzmotło zdrowo że spieprzyłaś ten rozdział , jest świetny , boski , cudowny , jedyny w swoim rodzaju i niesamowity jak każdy inny pisany przez Ciebie ! czekam na następny , i powiadamiał mnie o następnych szybko jak tylko dodasz , czekam z niecierpliwością ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak spieprzyłaś?! Czym?! Dziewczyno wyszedł ci zajebiście ten rozdział;p Konkurencja między justem i Nathanem xD Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  4. jak spieprzyłaś?! jest genialny <333

    OdpowiedzUsuń