niedziela, 26 sierpnia 2012

Sześć


/ Veronica /

Po skończonej pracy w wydawnictwie, gdzie poznałam kilka bardzo miłych i nadzwyczaj inteligentnych dziewcząt, wybiegłam przed budynek, gdzie miał czekać na mnie Justin. Uśmiechając się szeroko, podeszłam do szatyna i ucałowałam jego policzek, na powitanie.
- Cześć, Ronnie. Jak ci minął dzień? – zapytał Justin, chwytając obie moje dłonie. Przez chwilę poczułam, jak uginają się pode mną nogi, a mój wczorajszy dzień, od momentu pocałunku, przeleciał mi przed oczami. W tej chwili zrozumiałam, że oddałabym wszystko, aby znowu poczuć wargi Justina na swoich. Lecz tym razem, nie miałam w sobie tyle odwagi i siły, żeby skosztować jego ust. Westchnęłam cicho, uśmiechając się subtelnie w kierunku szatyna.
- Nawet dobrze. Dużo pracy, ale mili ludzie. Nie mam co narzekać. A tobie? – spojrzałam niepewnie w oczy chłopaka, a po chwili dokładnie lustrowałam jego twarz. Przez dłuższy moment, wydawało mi się nawet, że Justin to zauważył, ponieważ nic nie mówił, jednak skarciłam się za takie głupie pomysły, wyczekując jego odpowiedzi. Lecz ta nie nadchodziła. Szatyn wypuścił moje dłonie ze swoich, objął mnie ramieniem i ruszył przed siebie. Dokładnie nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi, ale w tej chwili, to nie było ważne. Bałam się, że coś mogło się wydarzyć, a przez to, że nie pracowałam już w Vanity Fair, o niczym nie wiedziałam – Justin, czy coś się stało?
- Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – odparł cicho chłopak, nawet na mnie nie zerkając. Po jego słowach, uznałam, że naprawdę coś musiało się stać, a on nie chce mi nic powiedzieć. Nie miałam pojęcia o co może chodzić, ale na pewno była to dla Justina trudna sprawa. Być może nie powinnam drążyć dalej tego tematu, jednak ciekawość zwyciężyła.
- Powiedz mi, o co chodzi – mruknęłam, zsuwając delikatnie rękę szatyna ze swojego ramiona. Lecz on był nieugięty, nadal uważał, że wszystko jest dobrze – Skoro tak ma wyglądać nasz dzisiejszy wieczór, to ja wracam do hotelu. Cześć.
Kiedy odwróciłam się tyłem do chłopaka, zamierzając odejść, on chwycił moją dłoń i przyciągnął do siebie. Westchnęłam cicho, spoglądając smutno w jego czekoladowe oczy. Bieber ujął moją twarz w swoje dłonie i po chwili zaczął mówić.
- Veronica, bo ja boję się, że przez tę zmianę pracy, mogę cię stracić. Że znajdziesz tam kogoś innego, albo że zabraknie ci dla mnie czasu. Cholernie się tego boję, Ronn – wyszeptał, błądząc kciukiem po moich wargach. Nagle w dłoniach, doznałam uczucia mrowienia i zaczęło mi „skręcać” żołądek. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, stanęłam na trampkach Justina i ucałowałam kilkakrotnie jego wargi. Szatyn przygarnął mnie do siebie, jednocześnie wtulając swoją twarz w zagłębienie pomiędzy moją szyją, a ramieniem.
- Czy muszę mówić coś jeszcze, czy tyle wystarczy? – zapytałam cicho, oplatając kark chłopaka, swoimi rękoma. Przez dłuższą chwilę, staliśmy jeszcze w ciszy. Parę sekund później, Justin odsunął mnie kawałek od siebie i uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym szereg idealnie równych, białych zębów. Nigdy nie spotkałam osoby,  która byłaby równie uroczym, miłym i radosnym człowiekiem. Wiem, że wiele dziewcząt podkochiwało się w nim. Kiedy jeszcze pracowałam w Vanity Fair, nie dało się tego nie zauważyć – Więc dokąd mnie zabierasz?
- W zasadzie chciałem, abyśmy poszli do jakiejś restauracji. Ale nie wiem, czy jesteś głodna. Więc jak? – zapytał szatyn, splatając lekko nasze dłonie. Dopiero teraz zauważyłam, że doskonale się ze sobą układają, tworząc niewielki, dosyć nierówny koszyczek, splątany nieumiejętnie. Westchnęłam cicho, wsuwając się pod ramię Justina. Był on na tyle ode mnie wyższy, że spokojnie mogłam zmieścić mu się pod rękoma, co czasami było dla mnie nieco uporczywe. Dopiero po kilku, a może kilkunastu sekundach, przypomniałam sobie, że Bieber zadał mi pytanie.
- Nie, nie jestem. Ale jeżeli ty jesteś, mnie nie przeszkadza i możemy pójść coś zjeść – odparłam, uśmiechając się delikatnie w kierunku Justina. Kiedy chłopak pokręcił głową, nasunęło mi się kolejne pytanie – Więc co będziemy robić?
Szatyn ponownie mi nie odpowiedział, tylko przez ogromną metalową bramę, otoczoną żywopłotem, wprowadził nas do pełnego ludzi i rozbieganych dzieci, parku. Nigdy nie zwiedzałam Nowego Jorku, a tym bardziej, nie byłam w tych częściach miasta, dlatego to miejsce, wywarło na mnie duże wrażenie. Nikt nie zwracał na nikogo uwagi. Wydawało mi się, że toczy się tutaj zupełnie inne życie. Że to nie jest część Nowego Jorku. Kiedy razem z Justinem, usiedliśmy na drewnianej ławce, pod ogromnym dębem, a on podciągnął rękawy swojej koszuli w czarno-białą kratkę, doznałam szoku. Na jego rękach, dało się zauważyć bladoróżowe, gdzieniegdzie czerwonawe i krwistoczerwone blizny. Wielokrotnie spotkałam się z takimi, gdy byłam jeszcze w liceum, a tam, jedna z moich przyjaciółek, dosyć często się cięła. Nigdy nie pomyślałam, że szatyn byłby do tego zdolny.  Nie potrafiłam wyobrazić sobie jego i żyletki. Były to dla mnie całkowicie inne światy. Sądziłam, że on ma wszystko, czego potrzebuje, ale najwyraźniej się myliłam.
- Justin – zaczęłam cicho, dotykając palcem jego przedramienia. Chłopak musiał zauważyć moje zmieszanie, więc szybko odparł.
- To nie tak, jak myślisz, Ronnie. Nie tnę się. Jako dziecko, miałem wypadek – odparł, zsuwając rękawy swojej koszuli, aż po same nadgarstki. Zdziwiło mnie, jego zdenerwowanie. Ale nie chciałam zawracać sobie tym głowy. Może podczas tego wypadku, wydarzyło się coś poważnego. Coś, o czym Justin nie chciał rozmawiać, a ja, jako osoba mu dosyć bliska, nie powinnam się w to mieszać. Jeśli nadarzy się taka okazja, podczas której on będzie chciał mi wszystko wyjaśnić, będę szczęśliwa, a teraz postanowiłam dać sobie z tym na spokój. Wyciągnęłam z torebki okulary przeciwsłoneczne, wsuwając je na nos, po czym oparłam się plecami o niewygodne oparcie ławki. Wiedziałam, że to, co przed sekundą zobaczyłam na rękach chłopaka, trochę między nami pozmienia. Bo mimo wszystko, Justin nadal wydawał się być rozdrażniony. Miałam nadzieję, że spędzimy ten dzień wspólnie, że obojgu nam, sprawi on przyjemność. Ale było odwrotnie. Co prawda spędzaliśmy go razem, ale każde z nas, myślami było gdzie indziej. Ja mimo wszystko martwiłam się o ślady po „wypadku” na jego rękach. O czym myślał Bieber, nie miałam pojęcia. Posiedzieliśmy jeszcze dłuższy czas w ciszy, a kiedy spojrzałam na zapięty zegarek na mojej prawej ręce, dochodziła dziewiętnasta. Wstałam z ławki i oznajmiłam Justinowi, że muszę już wracać. On jedynie kiwnął głową i uśmiechnął się słabo. Odwróciłam się tyłem, ruszając w kierunku wyjścia. Kiedy jeszcze przechodziłam przez bramę, tę, która wróżyła mi wspaniale spędzony dzień, miałam nadzieję, że Justin za mną pobiegnie. Lecz nic takiego się nie wydarzyło. Samotnie wracałam przez całkiem cichy, dzisiejszego słonecznego wieczoru,  Nowy Jork. Po tej całej rozmowie, czułam się rozczarowana i kompletnie osamotniona. Skoro razem z Justinem, rozpoczęliśmy tak jakby nowy rozdział w naszym życiu, powinniśmy sobie ufać, mówić o wszystkim, aby lepiej się poznać. Niestety, być może zbyt dużo się naczytałam, albo po prostu moja wyobraźnia była bardzo pobudzona bliznami, które do tej pory, tkwiły mi w pamięci, ale miałam pewność, że tak się nie stanie. Byłam pewna, że takie blizny, w kilkunastu miejscach, na pewno nie są po wypadku. Skoro miał go w dzieciństwie, musiałyby już wyblaknąć. A niektóre z nich owszem, były niemalże niewidoczne, jednak kilkanaście blizn, w odcieniu intensywnej czerwieni, mówiły same za siebie. Linie, które kilkanaście minut wcześniej zauważyłam na rękach szatyna, były bardzo proste, jakby ktoś robił je z nadzwyczajną dokładnością. Gdy dotarłam do hotelu, zastałam tam Nathana, ale był tak zainteresowany rozmową przez telefon, że mnie nie zauważył. Może to i dobrze, pomyślałam, wchodząc do swojego pokoju, który tak naprawdę mnie przeraził. Nie mam pojęcia dlaczego, ponieważ jego barwy, były ciepłe i stonowane, lecz pościel… Czerwona pościel, ponownie przywołała w mojej wyobraźni obraz blizn. Westchnęłam bezgłośnie, odłożyłam do szafy torebkę, a z niedużej, drewnianej półki, zabrałam czyste ubrania i bieliznę. Po długiej, gorącej kąpieli, kiedy wsuwałam na swoje ciało sweter, czarną krótką spódniczkę i baletki w drobne kwiaty, moje myśli znowu uciekły do Justina. Rozumiałam, że przez najbliższy czas, dopóki się nie dowiem prawdy, ta sprawa nie da mi spokoju. Włożyłam do uszu perłowe kolczyki, wyjęłam z szafy niewielką, kremową torebkę, z czarnym sercem po środku i wyszłam ponownie z hotelu. Nie mogłam w nim zostać i to było pewne. Dokąd chciałam iść? Nie wiem. Nie chciałam zawracać głowy Oscarowi, ani Danny’emu. Wystarczająco dużo poświęcali mi uwagi. Kolejną osobą, był Nathan. Lecz od wczorajszej bójki z Justinem, nie odzywał się do mnie. Tak naprawdę, byłam tu sama. I świetnie o tym wiedziałam. Potrzebowałam osoby, z którą mogłabym porozmawiać, która znałaby Justina i jedyną taką był Oscar. W pewnej chwili chciałam się z nim spotkać, lecz później odpędziłam od siebie te myśli i weszłam do sklepu. W moim mniemaniu, był wielki, niczym centrum handlowe, w którym byłam ostatnio z Oscarem, Justinem i Dannym. Przechodząc pomiędzy półkami z nabiałem, zauważyłam moich przyjaciół. Oscar i Danny wyraźnie nad czymś myśleli, a Justin nadal był cholernie rozkojarzony. Czym prędzej szybko pomknęłam dalej i gdyby nie głos Oscara, który mnie zatrzymał, szłabym dalej. Po chwili blondyn stał przy mnie, obejmując czule ramieniem.
- Cześć Ronnie. Co tu robisz? Szkoda, że nie powiedziałaś, że będziesz w Syms, wtedy przyszlibyśmy tu razem – mruknął Oscar, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam ten gest.
- Przyszłam na drobne zakupy. Chciałam się z tobą spotkać, ale potem doszłam do wniosku, że nie mogę wam się non stop narzucać. Po drugie chciałam pobyć trochę sama – odparłam, a kiedy zauważyłam, że Justin i Danny podchodzą na niezbyt bezpieczną odległość, ucałowałam policzek blondyna i ruszyłam dalej. Zatrzymałam się dopiero przy sokach i wtedy dotarło do mnie, że przez całą moją drogę, towarzyszy mi Justin.
- Veronica, możemy porozmawiać? – zapytał, dotykając niepewnie mojego ramienia. Westchnęłam, przewracając teatralnie oczyma i kiwnęłam głową – Tak. Tnę się. To znaczy, odkąd cię poznałem, już nie.
Wiedziałam. Jednak słysząc te kilka słów z jego ust, poczułam się gorzej. Otworzyłam usta, jednak zaraz po tym szybko je zamknęłam. Najzwyczajniej w świecie mnie zatkało. Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Odłożyłam z powrotem na półkę sok, który trzymałam w rękach i przytuliłam szatyna. Nigdy nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, poza tą, kiedy moja przyjaciółka się cięła, ale jej rodzice zamknęli ją w psychiatryku, a gdy stamtąd wyszła, znowu była normalna. Justin potrzebował pomocy. I to szybko. Skoro znał mnie od dwóch tygodni, może trochę więcej, to dotychczas się ciął. W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam.
- Dlaczego to robisz? – chłopak wypuścił mnie ze swoich objęć i oparł ręce na wózku. Wiedziałam, że potrzebuje trochę czasu, aby znaleźć jakiekolwiek, choćby najmniejsze wyjaśnienie. Przyglądałam się jemu, temu Justinowi, którego nie znałam. Chociaż wydawało mi się, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że on jest uroczą i wesołą osobą, myliłam się. Może i był uroczy i wesoły, ale był nad wyraz wrażliwy i delikatny.
- Nie wiem. Odkąd odeszła od nas mama, chciałem zwrócić na siebie uwagę ojca. Bo on ciągle był zapracowany. Nigdy się mną nie interesował. Potem poznałem Victorię. Sądziłem, że jest normalna, na początku mi pomagała, ale później… Później zrozumiałem, że ja wcale jej nie potrzebuję, że ona jest zbyt rozpieszczona. Oscar i Danny też mi pomagali. To mi dużo dało. A wtedy w wydawnictwie, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, doszedłem do wniosku, że jeżeli chcę cokolwiek osiągnąć, muszę przestać. Na początku było mi ciężko. Pozbyłem się wszystkich żyletek, ciągnęło mnie do tego. Ale teraz Ronnie, odkąd mam ciebie, już tego nie potrzebuję – wyszeptał, a z moich oczu wypłynęło kilka drobnych łez. Justin odwrócił się w moim kierunku, otarł je kciukiem i ponownie przylgnął swoim ciałem, do mojego. Ufał mi i mogłam być tego pewna, ale rozumiałam również, że bez pomocy lekarzy się tutaj nie obejdzie.
- Justin, obiecaj mi coś. Jutro oboje weźmiemy wolny dzień i zapiszesz się na terapię. Obiecaj mi, proszę. Wiem, że nie powiesz, że nie sięgniesz już nigdy po żyletkę, bo to zbyt wiele. Pomogę ci, jeśli tylko tego chcesz – odszepnęłam, splatając nasze dłonie. Szatyn kiwnął głową i wtulił się ponownie w moje włosy. Wsunęłam ręce pod jego ramiona, delikatnie głaszcząc przy tym jego plecy. Teraz byłam już spokojniejsza. Miałam pewność, co do tego wszystkiego. Justin chciał się leczyć, a ja chociaż nie byłam w tym wszystkim obeznana, mogłam mu pomóc. Pomimo tego, że nasz wspólny wieczór, rozpoczął się fatalnie, dalszą jego część, spędziliśmy bardzo miło. Oboje na początku poszliśmy do kina, a później zdecydowaliśmy, że zjemy coś w KFC. Ponownie wróciliśmy do parku, gdzie rozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę o życiu Justina – Dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć o tym wszystkim?
- Nie pomyśl  źle, ale bałem się, że gdy powiem ci o całej tej sprawie, to odejdziesz. Teraz wiem, jaka jesteś, ale jeszcze w tym parku, naprawdę bałem się, że mnie zostawisz, a ja znowu pójdę po te cholerne żyletki i już nikt mi nie pomoże, Ronnie – odparł szatyn, głęboko wzdychając. Od tej chwili, gdy Justin zdradził mi swoją tajemnicą, czułam, że jesteśmy w pewnym sensie, jednością. On mógł liczyć na mnie, a ja na niego. I to było w tej chwili najlepsze – Kiedy miałem siedem lat, mama odeszła, bo ojciec za bardzo poświęcał się pracy. Zostawiła mnie, nie pytając nawet o zdanie. Fakt, miałem siedem lat, ale też mogłem, chociaż w najmniejszym stopniu zadecydować, gdzie chcę zamieszkać. Ona wyprowadziła się na Florydę i już nigdy się z nią nie widziałem. Jeszcze na początku, dopóki nie skończyłem dwunastu lat, ojciec okazywał zainteresowanie mną. Potem zaczął spotykać się z innymi kobietami, dał się wciągnąć w wir pracy, a ja nie miałem nikogo, poza kilkoma kolegami. Kiedyś w telewizji obejrzałem film, właśnie o dziewczynie, która się cięła. Opowiadała, że to przynosi jej ulgę. Ja też spróbowałem. I to naprawdę daje ukojenie. Cały ból uchodzi z twojego ciała. Czułem się, jakby wszystkie moje problemy wypływały razem z krwią, Ronnie. Później trafiłem do Vanity. Na początku na letni staż, potem zostałem tam, jako fotograf. Następnie w moim życiu pojawiła się Victoria, pomagała mi na początku, a gdy stała się rozpieszczoną córeczką swojego ojca, nie dawałem rady tego znieść. Przetrwałem rok pracy z nią, w Princeton było mi dobrze, nie miałem problemów. Potem był też Oscar i Danny. Oboje z początku byli zainteresowani całą sprawą, z czasem to ucichło. Ciąłem się nawet z błahostek. Kiedy ty pojawiłaś się w Vanity, po powrocie do domu, wyrzuciłem wszystkie swoje żyletki. Do tej pory nie kupiłem żadnej. Jak dzisiaj niezbyt ciekawe zaczęliśmy dzień, potem sobie poszłaś,  mało brakowało, a zrobiłbym to znowu. Opanowałem się i poszedłem do Oscara. Opowiedziałem mu o wszystkim i oni jakoś temu zapobiegli. Musiałem ci o tym powiedzieć, Vero. Widziałem, jak się męczysz, nie jesteś głupia i to oczywiste, że te wszystkie blizny – w tym momencie Justin podciągnął rękaw i mówił dalej – nie są od jakiegoś wypadku. Są zbyt proste, a przecież nawet, gdyby w samochodzie pękła szyba i wbiła się w moją rękę, nie byłoby tak idealnie. Ronnie, obiecuję ci, że jutro wezmę wolne i zapiszę się na terapię. Uważasz, że to coś mi pomoże? Uwolnię się od tego?
- Nie znam się na tych sprawach, ale myślę, że tak. Justin, jesteś silny, wokoło masz przyjaciół, możesz liczyć na pomoc. Wierzę w ciebie i w to, że ci się uda – odparłam, dotykając dłoni Justina. On uśmiechnął się w moim kierunku i ucałował moje czoło. Przez dłuższą chwilę, wpatrywaliśmy się w swoje oczy i wtedy Justin powiedział.
- Masz piękne oczy, Ronnie. Nigdy nie widziałem u nikogo tak zielonych oczu. Są cudowne – wyszeptał, nadal wpatrując się we mnie, jak w obrazek. Ostrożnie objęłam rękoma szyję szatyna, wtulając się przy tym w niego. (…) Kolejnego dnia, udałam się jak zwykle do pracy. Wchodząc do gabinetu redaktor naczelnej, miałam w głowie, wyobrażenie naszej rozmowy. Poprosiłam ją, aby dała mi dzień wolnego. Wtedy opowiedziałam jej, całą historię Justina. Zgodziła się bez żadnego ale i powiedziała, że jeśli potrzeba, mogę wziąć kilka dni urlopu. Podziękowałam jej i wróciłam do Justina, który tę sprawę, miał już za sobą. Jakąś godzinę później, oboje czekaliśmy na spotkanie z terapeutą. Poza nami, było jeszcze około dziesięciu osób, zmagających się z tym samym problemem. Na dzisiejsze spotkanie, mogłam wejść razem z Justinem. Lekarz pozwalał przychodzić nam razem, dopóki Justin nie zrozumie, że jest w stanie uporać się z tym sam. Jak się później okazało, szatyn był nowy, a każda z osób, uczęszczająca na spotkania, przyjęła go do swojego grona, bardzo ciepło. Przez całe spotkanie, które trwało od dziesiątej do dwunastej, Bieber bez przerwy trzymał mnie za rękę, jakby się bał. Od wczorajszego wieczora, aż do dziś, okazywał mi swoją słabość. Na terapii opowiedział historię, przez którą znalazł się tutaj. Później kilka osób wypowiedziało się na ten temat, lekarze zajęli się każdą osobą, wyznaczając mu poszczególne zadania. Kiedy opuściliśmy szpital, Justin uśmiechnął się szeroko i oznajmił mi, że czuł się tutaj jak dziecko w przedszkolu. Zachichotałam cicho.
- To oczywiste, że na początku tak będzie. Ale zobacz, jak wszyscy cię miło przyjęli. Jak myślisz, dasz radę przyjść na kolejne spotkanie sam? – zapytałam, wsuwając się pod ramię chłopaka.
- Nie wiem, Ronnie. Chciałbym, abyś przyszła tutaj ze mną. Wtedy czuję się pewniej – odparł, zerkając na mnie. Kiwnęłam znacząco głową i uśmiechnęłam się przyjaźnie do Justina. Dzisiejszy dzień postanowiliśmy spędzić razem. Nie musieliśmy zawracać sobie głowy, pracą. Nikim, kto w tej chwili, mógłby nam przeszkodzić. Z Oscarem i Dannym byliśmy umówieni na wieczór, na drobne zakupy. Teraz, Justin zabrał mnie do siebie, abym sama mogła zrozumieć całą jego historię, a przy okazji, zobaczyć jak mieszka. W tej chwili czułam się, jakby cały świat Justina, leżał w moich rękach. Jakbym to ja, była odpowiedzialna za to, co się wydarzy.

Maleńka dziewczynka, uwikłana w dorosłość…


 _____


Dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, a dla każdego z was to tylko chwila. Dlatego dziękuję. Po drugie chciałam powiedzieć, że najprawdopodobniej zawieszę tymczasowo bloga. Nie mam zbyt wielu pomysłów, a zależy mi na tym, aby doprowadzić je jakoś do końca. Serdecznie zapraszam na swojego drugiego bloga i nowy zwiastun.
 
  http://the-way-you-look-tonight.blog.onet.pl/



9 komentarzy:

  1. tego się nie spodziewałam ! och to było cudowne , szczerze też nie uwierzyłam w ten wypadek , a jak potem się wszystko wyjaśniło to Ronnie zachowała się uroczo . taki słaby Justin to też dobra perspektywa , każdy ma jakieś słabości : )
    z niecierpliwością czekam na NN , i mam nadzieję ze nie zawiesisz na długo , ale każdy potrzebuję odpoczynku . zapraszam do siebie na 5 rozdział : http://fire-souls.blogspot.com/ <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż nie mogę uwierzyć, że nie skomentowałam jako pierwsza ale teraz nie o to chodzi. Nie spodziewałam się tego! Nie spodziewałam się takiej historii i dalszego ciągu tego rozdziału. Zadziwiłaś mnie i w jakiś sposób to dało mi pomysł na moja opowiadanie - pojawiła się w mojej głowie wena. Co do tego jak zachowała się Ronnie - była urocza i kochana. Justin otworzył się przed nią co również jest niesamowite, tym bardziej, że znają się tak krótko. Mam nadzieję, że Justin się wyleczy i wszystko będzie w porządku i nic nie stanie im już na drodze. Ale coś mi się wydaje, że Nathan lub Victoria jeszcze coś wymyślą. Mimo wszystko czekam na nowy rozdział. Aha no i nie waż się zawieszać bloga! Jak nie masz pomysłów pisz do mnie na gg, postaram się jakoś pomóc - przecież dobrze o tym wiesz. PS. Kiedy w końcu trafie na ciebie na gadu?! ;o No nic kochana jestem dumna z tego rozdziału i z ciebie bo piszesz niesamowicie. Pisz już 7! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam ci powiedzieć tylko, że u mnie zwiastun się nie wyświetla i pisze że autor zablokował coś tam na terenie twojego kraju. Więc nie wiem o co chodzi.. ; ( Chciałam obejrzeć i skomentować a tu duuuupa !

      Usuń
  3. Boże to jest cudowne, Zachowanie Ronnie cudowne, a Justina zadziwilo mnie ale pozytywnie. Oby wszystko się dobrze poukladało u niech. Mozesz mnie informowac o nn na gadu:13537152 z góry dziękuję.

    PS. Zapraszam do mnie na www.dark-killer-jb.blogspot.com dopiero zaczynam i zachęcam do przeczytania.Pozdrawiam ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknt rozdział, na prawdę. Kiedy dowiedziałam się że Justin się ciął zrobiło mi się go strasznie szkoda, na szczęście on ma Ronnie która bez zastanowienia postanowiła się mu pomóc, ma także wokół się przyjaciół z którymi może o tym pogadać. Każdy powinien mieć przy sobie taką osobę. Historia przebiega wspaniale, wszystko mi się w niej podoba. Mam nadzieję że szybko wrócisz a rozdział kolejny będzie tak samo dobry jak ten, już nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. no chyba cię jebnę .. czy ja skończę chociaż raz czytać jakiegoś bloga bez jego wcześniejszego zawieszenia? rozdział naprawdę mi się podoba i tak trzymaj kobieto.

    OdpowiedzUsuń
  6. To opowiadanie jest genialne!
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział . ;)

    Zapraszam do siebie
    aslongasyoulooveme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. WOW!:D Niesamowity.. Justin się ciął O.o naprawdę rozdział genialny uwielbiam to opowiadanie.. ale błagam nie zwieszaaajjj.... tak bardzo uwielbiam to opowiadanie.. no ale jeśli już serio masz taką blokadę to trudno-.- Rozdział boooskkii;p Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej informuje Cie ze u mnie na www.dark-killer-jb.blogspot.com pojawił się 1 rozdział. Zachęcam do czytania i komentowania. pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń